Gościem Radia Kraków w programie "Przed hejnałem" jest Marcin Krzyżanowski - afganolog, przedsiębiorca, podróżnik, absolwent kulturoznawstwa bliskowschodniego na Uniwersytecie Jagiellońskim, w latach 2008-2011 Konsul RP w Kabulu.
Zapis fragmentu rozmowy
Przez pięć lat mieszkał pan w Kabulu. To jest wystarczający czas, by poznać kraj i zrozumieć tych ludzi?
Zdecydowanie nie. Im dłużej zajmuję się Afganistanem zarówno od strony praktycznej, jak i naukowej, tym mniej o nim wiem. Rzeczywistość afgańska jest dużo bardziej złożona, niż wydawało mi się to na początku. Po tylu latach wiem, ile nie wiem.
Od prawie 40 lat trwa tam wojna. Czy tam cokolwiek funkcjonuje normalnie?
Według definicji normalności przyjętej w Europie, trudno znaleźć instytucję, która funkcjonowałaby normalnie. Da się tam żyć i to zarówno będąc Afgańczykiem, jak i Europejczykiem, przy zachowaniu oczywiście daleko idących środków ostrożności i przy ciągłym stresie.
Biała kobieta zdecydowanie nie powinna wybierać Afganistanu.
Oczywiście nie jest tak, że Afganistan jest piekłem dla każdej kobiety, która tam przyjedzie. Osobiście znam pokaźną grupę kobiet, dziewczyn pracujących dla różnego typu organizacji pozarządowych mających siedzibę w Kabulu. One sobie radzą, więc to jest dowód, że się da. Nie da się jednak zaprzeczyć, że jest to kraj, w którym bycie kobietą jest dużo bardziej skomplikowane niż w Europie.
Straciliśmy trochę zainteresowanie Afganistanem zwłaszcza po tym, jak polskie wojska zostały wycofane, a przecież tam daleko do pokoju.
Bardzo daleko i szczerze mówiąc w obecnej chwili jest dalej do pokoju, niż było w 2001 roku. Afganistan dla Polski, ze wzajemnością zresztą, jest bardzo daleką peryferią. Dopóki byli tam nasi żołnierze, był jakiś punkt wspólny. Nasze wojsko bardzo dużo zyskało pod względem logistycznym, treningowym.
To brzmi okropnie.
To prawda. Wojsko niestety potrzebuje poligonu. Nasze wojsko, nasz sprzęt, nasi żołnierze sprawdzili się w Afganistanie, choć były i ofiary.
Ile było ofiar?
Ponad 45. Liczby rannych, inwalidów idą w setki. Poza walorem szkoleniowym nie zyskaliśmy nic.
Ani Afganistan nie zyskał.
Owoce naszego pobytu w Afganistanie, patrząc od strony afgańskiej, są, delikatnie mówiąc, mizerne. Pomimo dużego zaangażowania nie udało się osiągnąć nic w skali makro. Wszelkie sukcesy, którymi możemy się pochwalić, to są sukcesy jednostkowe, że komuś jednemu udało się pomóc.
To m.in. historia malutkiej dziewczynki, noworodka, trzydniowego dziecka znalezionego przez polskich żołnierzy przy drodze i uratowanego przed śmiercią.
Niedługo po znalezieniu jej przez naszych żołnierzy została adoptowana przez bezdzietne afgańskie małżeństwo. Ma się dobrze.
Nie było takich pokus, by ją przywieźć do Polski i tu znaleźć jej rodzinę? Chętni byli.
Byli i to nawet wśród naszych żołnierzy. Niestety, ze względów formalno-prawnych to było niemożliwe.
W latach 70. część Afgańczyków studiował w Polsce, m. in. w Krakowie na Politechnice Krakowskiej czy na AGH. Będąc w Afganistanie spotykał pan takich Afgańczyków?
Tak, choć studentów z Afganistanu nigdy nie były oszałamiająco dużo, niemniej jednak w Kabulu można spotkać osoby, które mówią po polsku.
A spotyka się Polski, które wyszły za Afgańczyków?
Słyszałem o takich osobach, ale nigdy nie zetknąłem się osobiście.
Podobno Afgańczycy uwielbiają polskie słodycze, zwłaszcza krówki.
Są bardzo kaloryczne, bardzo słodkie, tłuste i proste. To trafia w gusty Afgańczyków.
Będąc w Afganistanie natykał się pan także na samochody z polskimi rejestracjami. Ale nie byli to turyści ekstremalni z Polski?
Nie, choć i tacy się zdarzają, jak pewien motocyklista z Polski, dla którego ta wyprawa nie zakończyła się szczęśliwie. Samochody z polskimi rejestracjami to są używane samochody zakupione w Polsce. Po 2001 roku rynek samochodowy był bardzo chłonny, zniszczenia wojenne duże. Polskie rejestracje, spośród rejestracji zagranicznych spotykanych w Afganistanie, są zdecydowanie najczęstsze. Z jeden strony jest to "szpan", a z drugiej Afgańczycy dosyć lekko podchodzą do spraw formalnych.
Na Pana blogu można oglądać marierkę z polskimi znakami z Piotrkowa Trybunalskiego.
Znalazłem tę manierkę w jednym ze sklepików ze starociami w Afganistanie. To miedziana manierka, która kształtem zgadza się z manierką afgańską, ale została wykonana prawdopodobnie z jakiejś tablicy pamiątkowej. Ślad po Piotrkowie Trybunalskim w Afganistanie został.