Zapis rozmowy Małgorzaty Niecieckiej-Mac z Borysem Czarakcziewem z grupy architektonicznej Proxima, autorem koncepcji na zagospodarowanie terenu po KL Płaszów.
Dawny teren obozu Płaszów jest wyrzutem sumienia Krakowa?
- Po długim okresie sporów i nieporozumień, które powstały w stosunku do naszego projektu, został on tak przetworzony, żeby rozwiązania techniczne odpowiadały uszanowaniu tego miejsca i były zgodne z jego autentyzmem. Nie zmieniła się koncepcja projektu. Po 8 latach mamy już pozwolenie na budowę. Mamy nadzieję, że zabezpieczone środki umożliwią rozpoczęcie szerszych prac. Z funduszy SKOZK są środki na porządkowanie, także przy dużym wsparciu Gminy Żydowskiej, która jest zainteresowana, żeby to miejsce było miejscem pamięci a nie parkiem.
Czyli SKOZK, Gmina Żydowska, miasto i...?
- Urząd Marszałkowski, który dostrzegł w tym projekcie ważny element współpracy między gminą a województwem. To miejsce jeszcze przez ministra Przewoźnika było zauważane jako miejsce, które powinno być traktowane na równi z takimi miejscami jak Oświęcim. Prowadzimy rozmowy zakulisowe z obecnymi władzami. Może wrócimy do tego, żeby to miejsce było objęte jurysdykcją państwową.
Są nieformalne koncepcje, żeby Muzeum Historyczne Miasta Krakowa zajęło się zagospodarowaniem tego terenu. Są państwo w kontakcie?
- Muzeum zwróciło się do nas, żeby udostępnić projekt na wystawę. Cieszę się, że muzeum zaczyna się tym interesować. Problemem podczas projektowania była sprawa gospodarza tego terenu.
Właśnie. Jego ciągle brak.
- Tak. Brakuje instytucji, która byłaby gospodarzem tego terenu. Sami musieliśmy tworzyć scenariusze przy współpracy z IPN. Profesjonalizm tych osób pozwolił nam opracować ekspozycję terenową. Ona minimalnie ingeruje w obecną substancję obozu. Wszystkie sprawy techniczne, jak zaplecze czy parking, znajdują się poza terenem obozu.
Jak wygląda ten projekt, który ma 8 lat?
- Szkoda, że państwo tego nie widzą. Cały parking został zlokalizowany przy ulicy Kamieńskiego. Tam też zlokalizujemy memoriał, w którym osoby zmęczone podróżą, będą mogły wejść na teren obozu, ale najpierw przez zejście pod ziemię. W ciszy i skupieniu będą się mogły zapoznać z historią tego miejsca.
Czyli najpierw dużo edukacji. Potem?
- Wyjście rampą na górę, na te 70 hektarów, które są wydzielone. Nie będzie kolczastych drutów i wież strażniczych, ale pylony, które dadzą możliwość zobaczenia tego obszaru. Będzie kładka, którą jesteśmy w stanie dojść do Szarego Domku.
Powiedzmy czym był Szary Domek. To jedno z niewielu elementów dawnego obozu, które się zachowało.
- Szary Domek pierwotnie to był zarząd cmentarza a potem był wykorzystywany przez władze obozu jako miejsce, które zawierało cele. Teraz to budynek częściowo zamieszkany. Dzięki staraniu radnych złożono obietnice, że budynek będzie udostępniony na ekspozycję. Wszystko bardzo proste i ku pamięci.
Co budziło takie kontrowersje?
- Kontrowersje budziło wprowadzenie lekkiej iluminacji. Wprowadzenie kładki uważano za element obcy, który nie był związany z tym miejscem.
Kładka została wprowadzona po to, żeby uszanować miejsce, które jest wielkim cmentarzem?
- Tak. Poza tym powiedzmy o największej kontrowersji. My uważamy, że przekaz jest dla ludzi młodych. To nie jest przekaz dla ludzi, którzy wiedzą, czym jest Płaszów. To nie przekaz dla obywateli Krakowa, którzy zetknęli się i wiedzą, co tam się wydarzyło. Trzeba zainteresować młodych. Stąd elementy multimedialne i te panele. Przewidywana jest możliwość chodzenia po obozie z audiobookiem. Trzeba młodych tym zainteresować.
Szansą dla tego projektu jest to, że został on wpisany na listę programu strategicznego dziedzictwa i przemysłu czasu wolnego. Z tego wynika, że do końca 2019 roku ten projekt ma być zrealizowany. Ma kosztować 13 milionów złotych.
- Mówimy o części, która jest bez memoriału. Taka była decyzja Urzędu Marszałkowskiego.
Wiemy, co się stanie z Szarym Domem. Co z willą Amona Goetha?
- Ona nie była przedmiotem naszego opracowania. Jestem świadom tej dyskusji i jestem świadom, że są ludzie, którzy uważają, iż to element i świadek historii. Jednak słyszałem głosy, że w wielu miastach Europy taki świadek zostałby zburzony. Nie chciałbym się wypowiadać na ten temat.
Dla architektów to wyzwanie, żeby zmienić jak najmniej a nie jak najwięcej?
- To miejsce rodzi wiele emocji. Trudno, żeby nie rodziło. To tragedie zapisane w pamięci wielu rodzin. Jednak trzeba pamiętać, że to nie jest park. Ktoś powiedział, że jakby to zrealizować 8 lat temu, to byłoby to wydarzenie architektoniczne. To miejsce zasługuje, żebyśmy po tylu latach uderzyli się w pierś i powiedzieli, że to trzeba zrobić. Nasza propozycja najmniej ingeruje w to miejsce. To rozwiązanie, które w końcu doczekało się zatwierdzenia formalnego.
Nie boi się pan, że Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, jak będzie miało udział w opiece nad dawnym Obozem Płaszów, powoła tam własną jednostkę? Może wtedy muzeum będzie miało własną koncepcję na zagospodarowanie tego miejsca?
- Nie boję się. Cieszę się, że muzeum się tym zajmie. Adaptacja tego projektu będzie naturalna. Można się cieszyć, że w końcu będziemy mieć gospodarza.