Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceministrem sportu i turystyki, Andrzejem Gutem-Mostowym.
Ministrowie sportu UE apelują do MKOl o utrzymanie sankcji nałożonych na Rosję i Białoruś. To odpowiedź na decyzję Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu o dopuszczeniu do rywalizacji tych zawodników. Stowarzyszenie boksu to jedyny podmiot, który się wyłamuje?
- W różnych międzynarodowych związkach słychać wątpliwości, żeby w stosunku do sportu rosyjskiego i białoruskiego przyjąć bardziej tolerancyjną postawę. W moim przekonaniu postawa Polski i wielu krajów naszej części Europy, która mówi, że nie może być żadnej tolerancji dla sportowców, którzy nie wyrażają stanowczej dezaprobaty dla działań Rosji, to jest słuszne. Nie możemy koło wojny na Ukrainie przechodzić obojętnie i uważać, że to sprawa władz Rosji i obywatele nie mają z tym nic wspólnego. Jest analogia z II wojny światowej. Wszystko, co najgorsze nagle robili naziści, nie Niemcy. Nie. Naród musi brać odpowiedzialność za to, co robi jego władza.
Sportowców z Rosji i Białorusi na pewno nie zobaczymy podczas Igrzysk Europejskich?
- Myślę, że tak. Ja nie decyduję jednak. Jest minister, premier, pan marszałek.
Im dłużej będzie trwała wojna, tym trudnej będzie takie sankcje podtrzymywać. Będą kolejne stowarzyszenia, które będą chciały się wyłamać?
- Tak. Niestety. Czasem interesy są wyczuwalne. To choroba współczesnego sportu. Wiemy o niejasnościach wokół przyznawania dużych imprez. Dlatego teraz sport trzeba postawić w nowym miejscu, jeśli chodzi o standardy moralne.
Organizacja Igrzysk Europejskich będzie kosztować ponad miliard 100 milionów. Może być drożej? Jest inflacja, rynek paliw.
- Zaprotestuję. Ta impreza nie będzie kosztowała 1,5 miliarda. To, że wcześniej zrobimy kilka ważnych inwestycji drogowych w Małopolsce… Wyremontujemy ważne obiekty sportowe, wymienimy bieżnię na AWF. Ona czeka na wymianę od kilkunastu lat. To nie jest koszt Igrzysk. Te inwestycje i tak trzeba było zrobić. Zrobimy je wcześniej, żeby sport i infrastruktura dorównała. Nie można mówić, że to kosztuje 1,5 miliarda. Sprawa toru kajakowego na Kolnej... Nowa część toru będzie służyła przez kilka lat do ważnych imprez światowych i europejskich. Nie robimy toru dla Igrzysk tylko. To dodatkowe, przyspieszone finanse dla Małopolski.
Co z nierozstrzygniętymi przetargami na remont stadionu im. Reymana i toru na Kolnej? Ta inwestycja też jest odłożona.
- Pojawia się element inflacji, wzrostu kosztów. Są sygnały z Urzędu Miasta Krakowa, że stabilizacja na rynku budowlanym skłania ostatnio do koncyliacyjnego stanowiska firmy budowlane. Nie widzę niepokoju.
Będą dodatkowe pieniądze z budżetu centralnego na te dwie inwestycje?
- Nie jestem władny, żeby o tym decydować, ale będę wspierał takie działania. Te środki i tak by trzeba było wydać.
Gdyby dziś trzeba było podjąć decyzję o organizacji Igrzysk Europejskich w Małopolsce, byłby pan na tak?
- Zdecydowanie tak.
Mimo wojny i sytuacji na rynkach paliw?
- Właśnie chcemy okazać, że ta wojna za naszą granicą pozwala nam normalnie żyć w sporcie i turystyce. Pokazujemy, że jak nie ma u nas działań wojennych, musimy podtrzymywać normalne życie.
Kiedy poznamy nowe regulacje, które mają uporządkować rynek najmu krótkoterminowego?
- To jest uzależnione od pewnych decyzji w UE. Takie prace są prowadzone. My będziemy musieli się dostosować. Prace idą w dobrym kierunku. Na ile uda się dostosować nasze lokalne prawo do norm europejskich, to uczynimy.
Coś się zmienia w stosunku do zapowiedzi sprzed kilku miesięcy?
- Nic się nie zmienia. W prawie lokalnym będziemy się starali, żeby najem krótkoterminowy był ewidencjonowany i żeby samorząd miał wpływ na przyznawanie koncesji.
Teraz kongres branży spotkań. Jakie są warunki odbudowy rynku spotkań w Krakowie? Po pandemii nie wróciło to do stanu wcześniejszego.
- Podstawowym warunkiem jest spokój. Pandemia i wojna to zewnętrzne czynniki, które uniemożliwiały organizowanie dużych imprez. Przygotowanie ich trwa wiele miesięcy. Ten okres jest objęty ryzykiem. Kongresy planowane za pół roku… Nie wiemy, jaka będzie sytuacja. Tak było do tej pory. Teraz przyjazd do Krakowa prawie 900 przedstawicieli biznesu kongresowego z całego świata pokazuje, że Kraków i Polska to miejsce bezpieczne, jest tu profesjonalna oferta touroperatorów i są dodatkowe usługi towarzyszące. To choćby zwiedzanie zabytków. Ich jest w Krakowie masa. Podobnie jak w Poznaniu, Gdańsku, Warszawie. To miejsca, gdzie jest oferta dodatkowych usług. Do tego piękno przyrody w pobliżu. Mamy Tatry, Mazury, plaże. To warunki, które pozwalają sądzić, że Polska będzie jednym z ważniejszych graczy na rynku kongresów.
Kiedy wrócimy do stanu sprzed pandemii? Teraz jest jeszcze wojna, która nie ułatwia prowadzenia takiej działalności.
- Z moich rozmów z biurami podróży wynika, że ten powrót następuje. On nie jest bardzo szybki. Jednak ten kongres odbył się w Krakowie. Zdradzę nieoficjalne informacje. Przed wakacjami ten kongres mocno wisiał na włosku. Już była prawie decyzja, żeby to przenieść, była inna lokalizacja. Wskutek działań pana prezydenta i jego współpracowników, udało się kongres utrzymać.
Jakie były powody?
- Teoretyczne zagrożenie bezpieczeństwa i postrzeganie Polski jako kraju przyfrontowego, zwłaszcza przez kraje dalekie. To Ameryka Północna, Południowa. Była szybka akcja informacyjna. Te wątpliwości zostały rozwiane. Wizyta pod koniec lipca prezydenta Światowej Federacji Konferencji i Kongresów, rozmowy z panem prezydentem… To przechyliło szalę na stronę Krakowa.
Jakie są największe wyzwania, jakie stawia przed sobą branża spotkań? Kraków to najważniejszy adres na mapie kraju.
- Branża oczekuje, żeby wszystkie zewnętrzne czynniki - pandemia, wojna - nie przeszkadzały. Chcą normalnie działać. To staramy się utrzymywać. Na koniec chciałbym jeszcze dodać, że w sobotę Studencki Zespół Góralski Skalni obchodził 70-lecie wspaniałej działalności. Byłem jego członkiem. Zespołowi i jego pracownikom chciałbym życzyć wszystkiego co najlepsze, dalej wspaniałej działalności. Kultura góralska ma w Krakowie swoje miejsce. Może się tam spotkać, porozmawiać, nawiązać znajomości. One później procentują. Ponad 1000 osób było na jubileuszu z całego świata.
Rozumiem, że zespół Skalni to też kuźnia kadr, w tym politycznych.
- Tak się składa, że wielu samorządowców, radnych w różnych regionach od Sądecczyzny po Limanowszczyznę… Nawet mamy jednego z dyrektorów parku w innej części Polski. To są ludzie, którzy potem idą w świat. Tę góralską pracowitość i charakter przenoszą w różne części Polski. Łączy nas „cywilizacja Skalnych”. To coś wspaniałego.