Zapis rozmowy Justyny Nowickiej z dr. hab. Andrzejem Betlejem, nowym dyrektorem Muzeum Narodowego w Krakowie.
Mamy już oficjalną nominację. Od 1 stycznia jest pan nowym dyrektorem Muzeum Narodowego. Jakie emocje towarzyszą tej sytuacji? Radość czy niepokój?
Nominację przyjąłem z pokorą i świadomością, że to wielkie wyzwanie. To świadomość, że moja działalność będzie musiała sprostać całej historii Muzeum, jego dokonaniom i osiągnięciom moich poprzedników.
Tu wszystko jest „naj”. Największe, najwięcej oddziałów.
Tym większa moja pokora i zrozumienie rangi tego Muzeum.
Miałam pytać o adekwatne słowo – kontynuacja, ewolucja czy rewolucja? Nie chciał się pan z nim zmierzyć. Nie lubi pan filologicznych dociekań?
To niewłaściwe sformułowanie, że nie chciałbym się zmierzyć. Wszystkie te słowa są bliskie. One są ogólne i definiują każdego z nas.
Tak, ale kontynuacja oznacza zachowawczość, rewolucja już nie.
Jak mówimy o Muzeum, to musimy mówić o historii, tradycji i tożsamości. To najważniejsze słowa.
Ale nie tak jak na Wawelu, gdzie się mówi, że najważniejsze jest trwanie?
Nie. Zamek na Wawelu to muzeum, które pokazuje trwanie na różne sposoby. Ustalenia, jakie są prezentowane podczas wystaw Muzeum Narodowego, mają także charakter rewolucyjny. Tak naprawdę wszystkie słowa są odpowiednie dla funkcjonowania każdego muzeum.
To kwestia proporcji?
Tak, ale te proporcje można określić dopiero jak ma się ogląd całości spraw w Muzeum.
Obejmie pan stanowisko 1 stycznia. W komunikacie ministerstwa jest uwaga o tym, że zamierza pan prowadzić Muzeum w harmonii między muzeum encyklopedycznym a otwartym. Proszę o wyjaśnienie tego.
Te terminy wywodzą się z trwającej teoretycznej dyskusji. Ja teoretykiem raczej nie jestem. Jakbyśmy mieli sytuować muzeum, to należy pamiętać, że każde muzeum musi wykorzystywać swoją tożsamość i potencjał. Muzeum Narodowe ma olbrzymi potencjał. Ono posiada olbrzymie zbiory dotyczące dziedzictwa kulturowego. Każde muzeum jest miejscem otwartym, miejscem, które stanowi forum dotyczące możliwych dyskusji. Muzeum prezentując przeszłość czy dziedzictwo narodowe lub badając aspekty przeszłości, utrwala i buduje naszą tożsamość, czyli to co jest współczesne. Na tym polega jego otwartość. Jak chodzi o tę pozorną dychotomię muzeum encyklopedycznego i otwartego, to mogę odezwać do misji Muzeum Narodowego. Ona została określona jako świadczenie o wartościach naukowych i ogólnoludzkich przez upowszechnianie sztuki światowej i polskiej.
Muszę dopytać o muzeum otwarte. Jest taka tendencja, żeby się otwierać nadmiernie. Muzea stają się parkami rozrywki. Myśli się o zachowaniu konserwacji, ale widz staje się bogiem, przed którym muzealnicy klękają. Kawiarnie, atrakcje i sklepiki to dobry kierunek? Nie mówię o naszym muzeum, ale jest taka ścieżka.
To kwestia zachowania proporcji.
Jaką pierwszą wystawę pan zorganizuje? Pana poprzedniczka zajmowała się sztuką współczesną. Pan jest jednak zanurzony w sztuce dawnej. To pana zainteresowania. To się odbije na działalności Muzeum? Dawno takich wystaw nie było.
Generalnie istnieje przekonanie, że dyrektor robi wystawy. Nie. To błąd. Znając potencjał Muzeum Narodowego, który jest zróżnicowany, nie obejmuje tylko sztuki współczesnej czy dawnej. Wszystkie aspekty muzealnicze będą eksponowane w Muzeum Narodowym. Muzeum tworzą ludzie, którzy są dłużej tam ode mnie. Oni lepiej go znają. Program szczegółowy będzie ustalany w bliskiej relacji z pracownikami.
Jeden tytuł, wystawa? Coś co pokaże pana?
Pomyślmy tak. Muzeum Narodowe ma przygotowany program na rok 2016. Będzie wystawa Mater Misericordiae. Pomyślmy o roku 2017, kiedy Kraków będzie, mam nadzieję, miejscem zjazdu UNESCO.
To pole do popisu.
Dokładnie. Możemy zapytać o pojęcie naszej tożsamości, ale także o pojęcie dziedzictwa. Ten aspekt powinien być przez Muzeum wyeksponowany.
Co pan zamierza zmienić? Nie jest pewnie tak, że wszystkim jest pan zachwycony.
Dlaczego pani tak sądzi?
Tak mi się wydaje. Jak się wchodzi do pewnej rzeki po raz pierwszy, to nie wszystko musi płynąć zgodnie z nurtem.
Jeszcze nie wszedłem do tej rzeki. Muszę poznać współpracowników. Wówczas w ścisłej współpracy będziemy mogli mówić o zmianach.
Nie ma niczego, co by pana irytowało?
Nie.
Co z restrukturyzacją? Od dawna się mówi, że w Muzeum pracuje zbyt wielu pracowników. Być może będzie się pan musiał zmierzyć z taką trudną społecznie sytuacją.
Wiadomo, że trwa spór zbiorowy. Mam nadzieję, że on się zakończy do 1 stycznia.
A jak nie?
To myślę, że jesteśmy w stanie wypracować wspólne stanowisko z pracownikami i związkami. Największym zadaniem jest współpraca ze wszystkimi w Muzeum. To da dobry efekt.
A zwolnienia?
Kogo?
Tych, których jest za dużo.
Nie wiem, czy tak jest. Nie mam wiedzy. Tę wiedzę uzyskam od współpracowników, których dobrze znam. Wiadomo, że absolwenci Instytutu Historii Sztuki...
Zdawali u pana egzaminy.
Niektórzy. To kwestia dobrych relacji i konsensusu, który można wypracować.
Jak pan sobie wyobraża relacje z Muzeum Czartoryskich? To jedno z pytań, na które będzie pan nieustająco odpowiadał przez najbliższe lata.
Na zasadzie partnerstwa i otwartości. Te relacje się nie zmienią.
Bierze pan pod uwagę, że to muzeum się odłączy kiedyś?
Partnerem do rozmowy nie jestem ja, ale ministerstwo. Ono jest partnerem dla Fundacji Książąt Czartoryskich. Umowy, które posiada Muzeum z Fundacją Czartoryskich, powinny być jasno realizowane z obu stron.
Jakby to od pana zależało to jakby pan chciał, żeby te relacje się ułożyły? Jako oddział czy niezależne instytucje?
Jeszcze nie wiem.