Pani wie dlaczego taką małą aktywność w procesie pokojowym, który zdecyduje nie tylko o przyszłości Ukrainy, lecz także całej Europy Środkowo-Wschodniej przejawia prezydent Nawrocki? Według Pawła Kowala, szefa Rady ds. Współpracy z Ukrainą, polski prezydent - z uwagi na dobre relacje z Trumpem - powinien rozmawiać na marginesie tego procesu właśnie z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Czy jest pani rozczarowana tym, że tak się nie dzieje?
- To nie jest tak, że prezydent nie rozmawia. Prezydent w krótkim czasie dwa razy spotykał się z Donaldem Trumpem. Kwestia rzadkich rozmów jest chybiona. Trwają teraz rozmowy. Rząd powinien się w to włączyć.
Rząd jest w Angoli, wcześniej w Genewie. Nie widzimy tych rozmów obecnie. Prezydent Nawrocki raczej zainteresowany jest krytyką Unii Europejskiej, jak w Pradze.
- Donald Tusk chwalił się, że nikt go w Unii nie ogra i polityka zagraniczna stanie na dobrym poziomie. To była obietnica wyborcza. Przy tych stołach, gdzie są rozmowy ws. pokoju, Polska nie jest brana pod uwagę. Dobrze, że jest prezydent Karol Nawrocki. To jeden z uczestników rozmów na temat pokoju. Nie ma tm naszego rządu. Widać to wyraźnie. Nasz premier nie jest brany pod uwagę przy rozmowach. Faktycznie rząd nie współpracuje z prezydentem.
Premier jest w Angoli, wcześniej Genewa z tymi przywódcami europejskimi. Natomiast tak to było dzielone, że jeśli bierzemy pod uwagę prezydenta Nawrockiego, to odpowiada za kontakty ze Stanami Zjednoczonymi. Tego nie widzimy teraz.
- Relacja z USA jest utrzymana tylko dzięki temu, że prezydent Nawrocki to kontynuuje. Widać jasno, że nasz rząd nie jest brany pod uwagę w żadnych rozmowach. Nie chodzi tylko o USA. Przywódcy europejscy rozmawiają o Ukrainie i nie ma tam naszego rządu. Cała polityka międzynarodowa, którą obiecał Donald Tusk wyborcom, nie jest realizowana.
Relacje z przywódcami Unii Europejskiej - premier Tusk, relacje ze Stanami Zjednoczonymi - prezydent.
- One wcale nie są dobre.
Jacek Czaputowicz, były szef polskiej dyplomacji w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości, pisze złośliwie w Rzeczpospolitej, że nasz prezydent wpłynął na kształt tego pierwotnego 28-punktowego planu pokojowego. Tak samo jak w tym planie, być może pierwotnie pisanym cyrylicą, mówił o zamknięciu Ukrainie drogi do Unii Europejskiej, zrównaniu banderyzmu z nazizmem. Projekt pokojowy też mówi o zakazie nazizmu. Myśli pani, że odegramy większą rolę także w procesie odbudowy Ukrainy?
- Kwestia tego, że wreszcie zostaniemy przez Ukrainę traktowani poważnie, jak chodzi o Wołyń i zakaz banderyzmu, nie podlega dyskusji. Prezydent zaproponował projekt ustawy. W Sejmie też był projekt. To dziwna sytuacja, że obecnie rządzący nie chcą wyraźnie podkreślić, że banderyzm to symbol ludobójstwa. Nie ma tu kwestii politycznych. To fakt. Rząd powinien jasno się wypowiedzieć. Niestety tego nie ma. To budzi wątpliwości.
Przejdźmy do spraw krajowych. Dwa projekty ustawy o asystencji osobistej osób z niepełnosprawnościami są już po sejmowym czytaniu. Co prawda trochę to trwało, ale wreszcie ruszyło. Dwa projekty do połączenia w pani ocenie?
- Faktycznie to trwało. Było to obiecywane na 100 dni. Po dwóch latach jest pierwsze czytanie. Projekt poselski powstał, żeby zmotywować rząd. Oba te projekty niestety zawierają wiele elementów, które mocno strona społeczna oprotestowała. Jednym z argumentów poruszanych w stosunku do projektu prezydenckiego, było to, że on nie odpowiadał do końca stronie społecznej. Stąd tak długie procedowanie. Miał się pojawić projekt rządowy, który miał być bardziej zgodny z oczekiwaniami ludzi. Tak się nie stało. Ten projekt jest ciągle niezgodny ze zdaniem strony społecznej. Po dwóch latach projekt poselski ma te same niedociągnięcia. Dobrze jednak, że to się pojawiło, zaczęliśmy pracę. Jest szansa na poprawę tego w komisji. Najbardziej rzuca się w oczy to, że zostały z projektu usunięte osoby po 65. roku życia. To niekonstytucyjne. Jak można dzielić osoby, które też mają niepełnosprawności, tylko ze względu na wiek?
Tam jest jeszcze bon senioralny, ale to osoby 75+ ma objąć.
- Tak. Nawet jak on się kiedyś pojawi – bo projektu nie ma – ten projekt o asystencji wejdzie dopiero w życie w 2027 roku. Nawet jak jest obiecany bon senioralny, też jest luka. Osoby, które kończą 65 lat, a bon ma być od 75. roku życia… Mamy 10 lat. Osoby zostają bez wsparcia. Teraz to mają. Jest możliwość udzielania takiego wsparcia, udzielenia asystencji osobistej. Po wdrożeniu tej ustawy, te osoby zostaną usunięte z tej formy pomocy.
Ustawa o asystencji ma zapewnić systemową pomoc osobom z niepełnosprawnościami. Ma też umożliwić dotychczasowym opiekunom powrót na rynek pracy. Jak jest z tym rynkiem asystencji? Czy będzie dostęp do wystarczającej liczby opiekunów? Ustawa ma pomóc około stu tysiącom osób.
- Kluczowa jest kwestia finansowa. Projekt ma wejść w 2027 roku. Na sztywno są tam zapisane stawki godzinowe. One nie są za wysokie. To 49 zł brutto. Może być problem. Może nie być osób, które chcą świadczyć takie usługi. To jest do poprawki. Nie można planować sztywno stawek godzinowych, ale trzeba to dostosować do realiów rynku pracy. Teraz brakuje już osób świadczących usługi dla osób niepełnosprawnych.
Jest pani na Forum Samorządowym w Zakopanem. Jest to kongres zorganizowany przez Instytut Studiów Wschodnich z pomocą województwa małopolskiego. Czy jako posłanka nienależąca formalnie do Prawa i Sprawiedliwości i sprzyjająca tej frakcji Mateusza Morawieckiego, byłaby pani za zniesieniem dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast?
- Jak większość osób uważam, że kadencyjność jest dobra. Osobiście jestem zwolennikiem rozszerzenia dwukadencyjności na inne funkcje. 10 lat to okres, kiedy da się przeprowadzić różne inwestycje. Taki projekt się pojawił ze strony PSL. Nie ma jednak samego przekonania w koalicji rządowej, żeby to procedować. Nie ma tego w Sejmie.