Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z Andrzejem Gułą z Krakowskiego Alarmu Smogowego.

 

Wczoraj słysząc rozstrzygnięcie w sądzie odetchnął pan z ulgą? Brał pan pod uwagę, że rozstrzygnięcie nie będzie korzystne?

- Wczorajszy dzień jest kamieniem milowym w kierunku rozwiązania problemu fatalnej jakości powietrza w Krakowie. Uchwała antysmogowa jest konieczna, ale nie wystarczająca, żebyśmy oddychali powietrzem, które nie zagraża naszemu życiu. Odetchnąłem z ulgą. Miałem obawy czy znowu nie będziemy mieli do czynienia z tym co było kilka lat temu. Z drugiej strony byłem bardziej spokojny, bo po to była nowelizacja prawa ochrony środowiska i po to Sejm przyjął ustawę antysmogową, żeby sejmiki mogły przyjmować uchwały antysmogowe rozwiązujące problem niskiej emisji.

 

Wygrana jest bitwa, ale nie wojna. Jest ryzyko i prawie pewność, że to będzie dalej skarżone do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jest także obawa, że rozstrzygnięcia ustawowe prawa ochrony środowiska będą skarżone do TK. To nie jest pewne na 100%, że od 1 września 2019 roku będzie ten zakaz wprowadzony?

- Wczoraj w swoim orzeczeniu sąd jasno wskazał na konstytucyjność tego rozwiązania i wskazał, że Sejmik nie przekroczył kompetencji. Jestem przekonany, że w Krakowie uchwała będzie obowiązywać i od 2019 roku będzie całkowity zakaz stosowania węgla i drewna w celu ogrzewania mieszkań. Ten rok jest ostatni z wysokimi dopłatami do wymiany kotłów. Może być w tym roku do 100% zwrotu. W kolejnych latach dotacje będą malały. To apel do tych, którzy jeszcze nie złożyli wniosków. Jak to zrobią w tym roku to warunki będą atrakcyjniejsze. W końcu dopłaty zostaną zlikwidowane. Chodzi o mobilizację ludzi do jak najszybszej likwidacji palenisk. One nas zatruwają i powodują gigantyczne przekroczenia norm w okresie grzewczym.

 

Wczoraj na Prądniku Białym wietrzyłem mieszkanie. Wieczorem musiałem zamknąć okna. Smród i poczucie gęstego powietrza jest dojmujący. Sprawdziłem zanieczyszczenia na stacji w Bronowicach. Wczoraj między godziną 21.00 i 1.00 poziom PM10 wzrósł z 20 mikrogramów na 78. Niby średnia norma jest utrzymana, alerty nie są włączone, ale nie jest dobrze. Wrzesień jeszcze się przecież nie skończył. Co pan radzi mieszkańcom, którzy mają taki problem? Co z tym można zrobić?

- Te problem można rozwiązać tylko systemowo jak wyeliminujemy źródła niskiej emisji. Wtedy powiemy o poprawie jakości powietrza. Tego nie da się zrobić teraz. W tej chwili mamy jeszcze wrzesień a już zaczynamy mieć wysokie zanieczyszczenia. Im dalej w las, czyli w kolejnych miesiącach sezonu grzewczego, spodziewamy się, że jakość powietrza będzie dużo gorsza. Co roku to wraca. Tylko rozwiązania systemowe mogą problem rozwiązać. Uchwała dla Krakowa nie wystarczy. Konieczne są działania poza Krakowem. Co z tego, że my wyeliminujemy paleniska jak problem emisji z gmin ościennych będzie narastał? Kraków przez ostatnie 20 lat był obudowywany. Powstawała sypialnia Krakowa. Duża część tych domów, około 40%, ma kotły węglowe. To nowe źródła niskiej emisji. Nie możemy dopuścić do tego, że będziemy ograniczać emisję w Krakowie a będzie nam przybywało emisji z zewnątrz. Tak walki o powietrze nie wygramy. Konieczna jest uchwała antysmogowa dla całego województwa. Nie chodzi o całkowity zakaz palenia. Chodzi o ucywilizowanie sposobu jak ludzie ogrzewają swoje mieszkania.

 

Jakby to miało wyglądać? Politycy mówią, że nie ma szans na zakazanie palenia węglem w całej Małopolsce. Co można zrobić, żeby w już istniejących domach sposób tej emisji się poprawił?

- Chodzi o określenie wymagań emisyjnych wobec domowych kotłów. Tak zrobiono w Czechach. Tam wskazano, że od 2022 roku każdy użytkownik musi mieć kocioł, który spełnia standardy emisyjne. Obecnie w Polsce dominują kotły prymitywne, nie spełniające żądnych standardów. Takich kotłów sprzedaje się co roku około 150 tysięcy. Nazywa się je kopciuchami. W supermarketach budowlanych jest teraz jesienna wyprzedaż kopciuchów. Żaden z nich nie zostałby dopuszczony do sprzedaży w Czechach. Chodzi o to, żeby wysłać jasny sygnał do ludzi, że w ciągu kilku lat kotły będą musiały spełniać standard emisyjny. Wiemy, że takiej regulacji z dnia na dzień nie da się zrobić. Musi być horyzont czasowy.

 

Do jakiejś części mieszkańców ten przekaz trafi i związek między jakością powietrza a zdrowiem będzie dla nich zrozumiały. Wielu innych uzna, że jak mogą kopciucha kupić to znaczy, że mogą go używać. Wyobraża pan sobie taką sytuacje, że te kotły zostaną wycofane z rynku?

- Tak. Jest światełko w tunelu. Ministerstwo rozwoju pracuje nad rozporządzeniem, które ma z rynku wyeliminować te kopciuchy. Różnica w emisji między starym na nowym kotłem jest nawet 10-krotna.

 

Przy użyciu tego samego węgla?

- Do dobrego kotła trzeba stosować dobry węgiel. Jak będzie zły to emisja ciągle nie będzie tak niska, żeby kocioł spełniał standardy. Do tanga trzeba dwojga. Sam kocioł nie wystarczy. Zabiegamy o dwie regulacje: standardy dla kotłów sprzedawanych w Polsce i o wprowadzenie norm jakości węgla. Do polskich gospodarstw można zgodnie z prawem sprzedawać odpad węglowy, jak muł, który nigdy nie powinien być spalany w domach. To patologia. Wiele lat temu NIK wskazywał, że to potężne zaniedbanie rządu, że dopuszcza się ten odpad do obrotu handlowego. Od lat nie możemy się doczekać takiej regulacji. Mamy regulacje dotyczące jakości paliw płynnych i gazowych, w przypadku paliw węglowych - hulaj dusza, piekła nie ma. Jak nie będzie tych regulacji to ciężko będzie mówić o skutecznej walce ze smogiem.

 

Ciężka to będzie praca. Nawet osoby skarżące mówiły, że ekogroszek jest ekologiczny, bo normy spełnia.

- Nie ma w Polsce norm jakości węgla, nie ma obligatoryjnych norm. Ten segment handlu jest poza kontrolą. Były projekty rozporządzenia, które miały wyeliminować muł, określić jakość węgla, ale wszystkie projekty trafiały do kosza. Tego dalej nie ma.

 

Jak sobie Polska i polscy politycy poradzą z takim wyzwaniem, że węgiel w Polsce to sprawa polityczna? Wszystkie próby regulowania tej dziedziny gospodarki będą napotykać na opór.

- My mówimy, że brak norm jakości węgla to cios w polskie płuca. O wyeliminowanie odpadu węglowego od lat apelują eksperci, NIK i inne instytucje. Wprowadzenie norm jakości węgla jest konieczne. Niewprowadzenie tych norm jest działaniem antygospodarczym. To jest utrwalanie i utrzymywanie nas w epoce kamienia łupanego. Potrzebujemy tych norm, żeby chronić życie ludzi. Musimy pozbyć się problemu smogu. Mam nadzieję, że takich norm się doczekamy po wielu latach. Raporty NIK co kilka lat się powielały i była podobna konkluzja. Tego typu węgiel może być spalany w energetyce. Tam są filtry, instalacje odsiarczania spalin. To jest niestety spalane w niskich kominach i w domach. To tam nie powinno trafiać.

 

Jest pan optymistą, że to wczorajsze rozstrzygnięcie ośmieli samorządy, żeby na lokalnym poziomie podobne rozwiązania wprowadzały kolejne małopolskie gminy?

- W tej chwili potrzebna jest uchwała antysmogowa dla województwa. Nie chodzi o zakaz palenia węglem, ale o określenie wymagań wobec kotłów, które mieszkańcy mają w domach. Ta regulacja jest niezbędna. Są środki w ramach funduszy unijnych na dotacje do wymiany kotłów w domach. To 0,5 miliarda, które będzie dostępne dla ludzi, którzy będą chcieli wymienić kopciuchy na urządzenia ekologiczne. Będą dopuszczone kotły węglowe, ale takie, które spełniają normy emisyjne.