Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Łukaszem Stachem, politologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego i prof. Arkadym Rzegockim, politologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jacek Bańka: Lubią panowie historię alternatywną? Gdzie byśmy byli, jakby to nie był rok 966, ale na przykład VII wiek, jak w przypadku Niemiec, lub XIV wiek, jak w przypadku Litwy?
Arkady Rzegocki: Nie jestem historykiem, dlatego lubię takie historie. Trzeba pytać, ale ciężko jest udzielić przekonującą odpowiedź. 966 rok to początek historii Polski. Chrzest jest jednocześnie połączony z początkiem dziejów. Wszystko przed 966 rokiem ginie w legendach i mitach. Nie mamy dokumentów, które mogą potwierdzić te informacje. W Krakowie mamy dwa stare kopce - Wandy i Kraka. Do dzisiaj historycy i archeologowie nie mają odpowiedzi, kto i po co je zbudował.
J.B: Pan lubi historię alternatywną?
Łukasz Stach: Tak. W tym przypadku mogę zaryzykować tezę, że by nas w ogóle nie było, gdyby ten chrzest nie dotarł do Polski w 966 roku. Jakby był w VII wieku, to nie byłoby Polski, ale na przykład Kraj Wiślan. Gdyby chrzest dotarł do nas w wieku XIV, to być może by nas już nie było, jak nie ma Słowian połabskich, lub grup wytępionych przez rycerstwo niemieckie. Chrzest był nie tylko decyzją religijną, ale polityczną. Ona umocowała nas w tradycji europejskiej. Pod tym kątem trzeba rozpatrywać to wydarzenie.
J.B: Skoro mówimy o decyzji politycznej, to chrzest można porównać z politycznego punktu widzenia do przystąpienia do UE?
A.Rz: Nie. Tamten chrzest to był początek dziejów Polski. To musiało być głęboko przyjęte. Kilka wieków później mamy dogłębne przemyślenie chrześcijańskich inspiracji. Mam na myśli takie osiągnięcia jak wystąpienie Pawła Włodkowica i jego koncepcję ładu międzynarodowego opartego na szacunku do każdego bliźniego. To było niezwykłe. Poza tym Kraków w XV wieku był nazywany świętym miastem. Kilku świętych żyło w tym samym czasie. Tamten chrzest nas ukonstytuował. Przystąpienie do UE to był akt polityczny. To był ważny akt, bo pomógł nam przywrócić pewność siebie. Wcześniej mieliśmy poczucie bycia gorszą, biedniejszą Europą. Dzisiaj w Polsce nie jest najlepiej, ale w wielu krajach zachodu też jest wiele rzeczy, których byśmy nie chcieli naśladować.
J.B: Tych dat – 966 i 2004 rok – nie można porównywać?
Ł.S: Nie. Chrzest był ważniejszy. To fundament państwowości polskiej. Członkostwo w UE to jeden z etapów historii Polski. Dzisiaj UE jest, jutro może jej nie być. Chrzest był o tyle ważniejszy, że wprowadził nas do rodziny krajów łacińskich, chrześcijańskich i zachodnich. To w pewnym stopniu ukierunkowało nasz rozwój. Jak byśmy przyjęli prawosławie to pewnie bylibyśmy dużo bardziej zbliżeni do Rosji. Wejście do UE było przełamaniem podziału jałtańskiego, sukcesem dyplomatycznym. Okazało się też efektywne ekonomicznie, ale to był jeden z etapów. Równie ważne było przyjęcie do NATO. Chrzest Polski to punkt odniesienia. Trzeba go rozpatrywać w kategoriach politycznych a nie religijnych. W kategoriach religijnych też jest istotny, ale chrzest umocował Polskę na zachodzie. Nie zepchnął nas do szarej strefy niebytu, w której plemię Polan mogło by nie przeżyć.
A.Rz: To ciekawe. Taka interpretacja dominowała w książkach polskich historyków. Chodzi o zwracanie uwagi na aspekt polityczny i związanie państwa ze światem łacińskim. Jednak tego typu daty, powinny zmuszać do przemyślenia pewnych rzeczy. Pamiętam zamieszanie, które w 2005 roku wywołała mała książka amerykańskiego historyka Philipa Earla Steele pt: „Nawrócenie i chrzest Mieszka I”.On postawił tezę, że jednak najważniejsze dla Mieszka I były kwestie nawrócenia. Ta kwestia była lekceważona przez polskich historyków. On na nowo interpretuje to wydarzenie. To przekonujące. Autor zwraca uwagę, że chrzest w tamtym okresie wcale się Mieszkowi tak bardzo nie opłacał. Wiązał się z problemami i opozycją wewnątrz kraju. Element religijny według niego odegrał kluczową rolę.
J.B: Jesteśmy w Europie coraz bardziej odosobnieni w przywiązywaniu wagi do chrześcijańskiej tradycji?
Ł.S: Faktycznie Europa przezywa laicyzację i ateizację. Polska, jak chodzi o praktyki religijne, jest wyspą katolicyzmu. Pytanie jak będzie w przyszłości. To wielka niewiadoma. Wydarzenia ostatnich miesięcy mogą spowodować wzrost praktyk religijnych i powrót do elementów wiary. To nie jest tylko religia. Mówimy o wartościach chrześcijańskich. Chrześcijaństwo to nie tylko religia, ale także kwestia wartości, które są jednym z elementów, który uczynił zachód sprawniejszym ekonomicznie niż resztę świata. Dzisiaj Europa o tym zapomniała i przeżywa kryzys duchowy. To nie jest tylko kwestia samej wiary, praktyk religijnych. To kwestia katalogu wartości. Jak on zanika to okazuje się, że mamy problem ze zdefiniowaniem samych siebie w rzeczywistości. Europa straciła taki kompas.
J.B: Teraz pytanie o ewentualny zwrot, choćby pod wpływem kryzysu migracyjnego. To co się dzieje u wrót Europy może sprawić, że my - Europejczycy – za kilkanaście lat ponownie będziemy się spotykać na drogach do Santiago de Compostela?
A.Rz: Ta droga nie opustoszała. Ona jest tak atrakcyjna turystycznie, że masa osób tam się wybiera. Ten element duchowy też jednak jest. Niedawno Teologia Polityczna opublikowała numer pod tytułem „My Rzymianie”. Na okładce są sarmaci wybierający króla i ten podpis. Teza tego numeru jest taka, że nie można zrozumieć polskiego dziedzictwa bez Rzymu. Nasi przodkowie uważali się za spadkobierców Republiki Rzymskiej, ale to ich myślenie było uszlachetnione chrześcijaństwem. To przemyślenia tradycji rzymskiej, rzymskich wolności i chrześcijaństwa dało sporo pewności naszym przodkom, którzy się dziwili jak na przykład inne nacje pozwalają sobie odbierać wolności, zgadzają się na absolutyzm, na to, żeby król czynił z wolnych ludzi poddanych. Nasi przodkowie wbrew dominującym tendencjom tworzyli państwo oparte o tolerancję religijną. W XX wieku dla mnie niezwykłym spostrzeżeniem jest to, że polskie elity oparły się modnej eugenice. To było na zachodzie. Byliśmy też odporni na pokusy totalitarne. Czasami wybieramy odmienną ścieżkę, ale to nie musi być złe.
J.B: Zapytam o polityczny wydźwięk uroczystości chrztu Polski. Z jednej strony musimy pamiętać co było w 1966, kiedy władza komunistyczna próbowała organizować swoje obchody a Kościół swoje. Dzisiaj nasze społeczeństwo też jest podzielone. Wczoraj Parlament Europejski przyjął rezolucję ws. tego co dzieje się w naszym kraju. To będzie świętowanie, w którym wezmą udział dwie Polski?
Ł.S: Pęknięcie przebiega faktycznie także wzdłuż linii stosunku do religii. Strona katolicko-patriotyczna eksponuje znaczenie katolicyzmu w historii Polski. Ta strona laicko-lewicowa pomniejsza to znaczenie. Obecnie można zauważyć sojusz tronu z ołtarzem. Na pewno nowa władza będzie starała się podkreślić znaczenie chrztu Polski. PiS często nawiązuje do chrześcijańskiego dziedzictwa Polski i do ważności roli Kościoła w życiu publicznym. Każdy z nas będzie to jednak świętował na swój sposób. To fakt historyczny. Obecnie można celebrować tylko rocznicę. Zawsze ją celebrujemy w odniesieniu do sfery sacrum i do sfery profanum, do sfery polityki. Nawet jak komuniści rozdzielali chrzest od państwa to oni to robili w opozycji do wydarzenia chrztu. Ten chrzest był punktem odniesienia. Oni paradoksalnie to podkreślali. Dzisiaj możemy mieć takie podejście. Nawet jak negujemy znaczenie chrztu Polski, nie możemy zanegować, że ten fakt istniał. Chrzest wydobył Polskę z mroków niebytu i umożliwił przetrwanie jako narodowi przez ponad 1000 lat.
J.B: Jak współczesna polityka odbije się na obchodach 1050. rocznicy chrztu Polski?
A.Rz: Mnie się marzy, żeby ta data była momentem łączącym. Nie ma powodu, żeby wszyscy nie mogli czuć się związani z tymi obchodami. Mamy wybitnych Polaków, którzy nie byli chrześcijanami a doceniali rolę religii i odwrotnie. Chrześcijanie też doceniali rolę muzułmanów Żydów czy wyznawców innych religii, którzy wkładali swoją pracę w rozwój RP. Chciałbym, żeby przypomnienie o Gnieźnie spełniło taką rolę. Mam nadzieję, że uda się uciec od politycznych podziałów. W 1966 roku mieliśmy ważne obchody władz komunistycznych zorganizowanych przez Gomółkę, ale warto pamiętać też o obchodach na uchodźstwie. Polska poza Polską, stworzona w Londynie też mocno świętowało. Tam udało się zachować ciągłość w wielu kwestiach.