"Biegli nie mają jeszcze wszystkich szczegółowych badań laboratoryjnych, które są niezbędne do śledztwa ws. Grażyny Kuliszewskiej" – powiedział w piątek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie Mieczysław Sienicki.

Przygotowanie ekspertyzy możliwe będzie po zakończeniu badań laboratoryjnych, a one jeszcze trwają. Z nieoficjalnych informacji wynika, że określenie przyczyn śmierci może zająć jeszcze nawet cztery miesiące.

Sprawą Grażyny Kuliszewskiej, mieszkanki Borzęcina, której ciało pod koniec lutego wyłowiono z rzeki Uszwicy, interesują się media, które od początku marca czekają na wyniki sekcji zwłok.

Historię tajemniczego zniknięcia kobiety opisali dziennikarze śledczy Dawid Serafin (Onet) i Sylwia Nowosińska (Fakt24) w reportażu z 8 lutego.

Grażyna Kuliszewska pochodziła z Borzęcina koło Brzeska. Pracowała w Wielkiej Brytanii. Była mężatką, miała pięcioletniego syna. Zgodnie z relacjami mediów i świadków ostatnich świąt Bożego Narodzenia nie spędziła z rodziną – została w Londynie, a mąż i syn wrócili do Polski.

3 stycznia również i ona przyleciała do Polski. Zdążyła z mężem Czesławem odwiedzić notariusza – chcieli podpisać umowę, zgodnie z którą dom 34-latki w Polsce przechodzi na Czesława. Kuliszewska miała przepisać mężowi nieruchomość za 15 tys. funtów (prawie 75 tys. zł). Do podpisania dokumentu jednak nie doszło, ponieważ brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły.

4 stycznia Kuliszewska planowała wrócić do Londynu, na lotnisko do Krakowa jednak nie dotarła. Jej ciało, po prawie dwumiesięcznych poszukiwaniach, wyłowiono z rzeki Uszwicy. Zgodnie z relacjami jej męża, wieczorem 3 stycznia kobieta była podenerwowana. Poszli spać w trójkę: on, żona i syn. Kiedy rano się obudził, 34-latki nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale nie zastał tam kobiety. Zawiadomił o tym bliskich i policję.

Według siostry Grażyny rozwód był planowany, ale mąż twierdzi, że nie miał informacji o takich planach. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w Londynie Kuliszewska miała romans z Kurdem o imieniu Sardar. Gdy ten dowiedział się o zaginięciu kobiety, miał zamieścić na Facebooku ogłoszenie o nagrodzie w wysokości 100 tys. zł za informacje o zaginionej. Sardar twierdzi, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę, która jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją.

Na nagraniu z 21 listopada słychać kłótnię Grażyny i jej męża Czesława, widać też ich pięcioletniego syna; mężczyzna grozi kobiecie i przezywa ją, jest wspomnienie o rozwodzie i kłótnia o dom. Według ustaleń dziennikarzy Polka bez zgody męża wzięła pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.

 

PAP/jgk