"Nikogo nie oszukujemy. To, że zmieniają się terminy to nie jest powód, żeby używać tak mocnych słów jak oszukiwanie. Bardzo mało jest inwestycji, które udaje się zakończyć w terminie. Oczywiście nikt tego nie robi celowo. Podczas realizacji prac, gdzie jest bardzo dużo robót ziemnych napotykamy na rozmaite trudności w postaci występowania infrastruktury podziemnej czy też innego poziomu wód gruntowych, niż zakładano. I te wszystkie czynniki wpływają na opóźnienia. Natomiast prace trwają i są ludzie na budowie" - przekonuje w rozmowie z Radiem Kraków zastępca dyrektora regionu południowego Polskich Linii Kolejowych Konrad Gawłowski.

Mieszkańcy Tarnowa mają jednak sporo zastrzeżeń do tempa przebudowy wiaduktów. Według wykonawcy przy przebudowie wodociągu i kanalizacji przy ulicy Krakowskiej pracuje 6 osób oraz operator. "Nie da się równolegle prowadzić prac drogowych i kanalizacyjnych, bo nie byłoby wtedy dojazdu do kanalizacji" - przekonuje Piotr Banach, przedstawiciel wykonawcy. "Gdybyśmy tam postawili nie 6 osób, a 60 to oni mogliby się tam zadeptać. I ani trochę nie przyśpieszyłoby to prac budowlanych" - dodaje dyrektor Gawłowski.

Miasto zgodziło się na wcześniejsze rozpoczęcie prac przy ulicy Gumniskiej pod warunkiem, że ruch samochodów zostanie wznowiony pod koniec 2017 roku. Teraz kolejarze mówią o czerwcu. "Miasto zażyczyło sobie, żeby pod drogą nie było żadnych instalacji podziemnych. Co wcześniej nie było zakładane. Więc musimy to przebudować, przeprojektować. Musimy się też porozumieć z wykonawcą w kwestiach finansowych" - przekonuje Konrad Gawłowski. To jednak jest spory problem dla miasta, które ze względu na remont Gumniskiej, na przyszły rok przesunęło przebudowę ulicy Lwowskiej.

Także w czerwcu 2018 ma być gotowy nowy wiadukt kolejowy i przejazd pod nim na alei Tarnowskich. Kolejarze tłumaczą opóźnienie w tym miejscu tym, że podczas drążenia przejazdu napotkano na piaskowiec, który wymagał dłuższego czasu wykopywania i kruszenia. "Tam straciliśmy półtora miesiąca, a przed nami zima" - podkreśla Piotr Jędrzejczyk, dyrektor projektu do spraw modernizacji linii z Krakowa do Rzeszowa.

Najdłużej, bo aż do września 2018 ma potrwać przebudowa drogi pod wiaduktem na ulicy Warsztatowej. Kolejarze przyznają, że tam mają największe problemy. "Okazało się, że wody gruntowe są znacznie wyżej, niż zakładano. "Pierwotnie zakładaliśmy wywiezienie 3 tysięcy metrów sześciennych urobku. W tej chwili mamy już 14 tysięcy. Także jest tak duża różnica w tych projektach" - mówi Piotr Jędrzejczyk i dodaje, że w przyszłym tygodniu prace przy Warsztatowej powinny ruszyć na dobre.

Dyrektor Gawłowski przyznaje w rozmowie z Radiem Kraków, że "być może ktoś w bardzo odległej historii składał zbyt optymistyczne deklaracje. A teraz stanęliśmy przed realiami placu budowy, które zweryfikowały rzeczywistość. I dzisiaj możemy operować na prawdziwych deklaracjach. A nie założeniach, które ktoś wypowiadał przed wbiciem pierwszej łopaty". Zastępca dyrektora regionu południowego Polskich Linii Kolejowych ostrożnie deklaruje zakończenie wszystkich prac przy tarnowskich wiaduktach na późną jesień 2018 roku. "Pewnie jeśli za rok spotkamy się o tej porze, przed mikołajem, to już będzie ten moment".

Na osłodę kolejarze przekonują, że od grudniowego rozkładu jazdy pociągi będą mogły przejeżdżać z Podłęża do Rzeszowa z prędkością do 160 kilometrów na godzinę. Co jednak odczują głównie pasażerowie najszybszych pociągów jak np. Pendolino czy Intercity. W przypadku, których podróż z Krakowa do Tarnowa może się skrócić o kilka minut.

Tarnowscy urzędnicy przekonują, że nie mają narzędzi do dyscyplinowania kolejarzy. Bo zgodnie z ustawą nie płacą nawet pieniędzy za zajęcia pasa drogowego. Tymczasem powiat bocheński w 2012 roku podpisał z wykonawcą kolejowych prac na ulicy Krzeczowskiej porozumienie. Samorząd zgodził się na inwestycje na swoim terenie pod warunkiem, że firma za każdy dzień spóźnienia zapłaci 2,5 tysiąca złotych kary. Powiat sądzi się teraz z wykonawcą o ponad 270 tysięcy złotych za 109 dni zwłoki.     

 

 

(Bartek Maziarz/ew)