Sezon 2016/2017 układa się dla Wisły fatalnie. Po inauguracyjnej wygranej z Pogonią Szczecin przyszło sześć kolejnych porazek, które sprawiły, że Biała Gwiazda na dobre ugrzęzła na samym dnie tabeli. W szeregach Wisły przed meczem z Jagiellonią Białystok trudno było szukać pozytywów. Nadzieją mogło być jedynie to, że w trakcie przerwy na mecze reprezentacji w Krakowie doszło do swego rodzaju wstrząsu. Na poprawienie humorów podopieczni Dariusza Wdowczyka w sparingu rozbili Kalwariankę Kalwaria Zebrzydowska - pytanie tylko czy zaaplikowanie siedmiu bramek drużynie z wadowickiej okręgówki aż tak te nastroje polepszy?
Początek meczu na to nie wskazywał. Już w czwartej minucie Jacek Góralski uderzał głową z odległości kilku metrów, ale trafił prosto w Miśkiewicza. Za tę instynktowną interwencję bramkarza Wisły można było pochwalić, natomiast dobre wrażenie zostało zatarte w 12. minucie. Dmytro Chomczenowski główkował z pozornie niegroźnej pozycji, piłka zmierzała w rękawice Michała Miśkiewicza, ale bramkarz Białej Gwiazdy puścił ją między rękami. Nie pomogli również Guzmics i Sadlok, a piłka w powolnym tempie wturlała się ostatecznie do bramki. Jeszcze w pierwszej połowie bliski podwyższenia prowadzenia był Frankowski, a w samej końcówce szczęścia zabrakło Świderskiemu. Po stronie Wiślaków Mateusz Zachara mógł, a nawet powinien doprowadzić do remisu, jednak zakończyło się tylko na poprzeczce.
Znakomitą okazję podopieczni Dariusza Wdowczyka zmarnowali po przerwie. W 63. minucie z lewego skrzydła dośrodkował Popović, w okolicy drugiego metra od bramki do piłki dopadł Boban Jović, ale Kelemen był tak blisko, że Słoweniec nie zdołał uderzyć obok niego. Cała akcja zakończyła się urazami obu zawodników - ucierpiał zwłaszcza bramkarz Jagiellonii, który trzymając się za kolano spędził w pozycji leżącej kilka dobrych chwil. Dziesięć minut później to, co nie udało sie Wiśle wyszło gospodarzom. Najistotniejszy w akcji bramkowej był jednak przebłysk geniuszu Konstantina Vassiljeva. Reprezentant Estonii uderzył z ponad 20 metrów w samo okienko bramki Miśkiewicza, nie pozostawiając bramkarzowi Wisły najmniejszych złudzeń. Gol numer dwa dla Jagiellonii podłamał na moment Wiślaków, którzy jednak zdołali gospodarzom jeszcze odpowiedzieć. W 85. minucie Patryk Małecki ściął z piłką do środka, uderzył, a piłka po rykoszecie przeleciała obok Kelemena i zatrzepotała w siatce.
W doliczonym czasie gry Jagiellonia po bezmyślnym faulu Sadloka miała jeszcze okazję poprawić rozmiary zwycięstwa rzutem karnym. Do piłki podszedł Tomasik, jednak Michał Miśkiewicz wyczuł intencje strzelca i przedłużył nadzieje gości. Interwencja Miśkiewicza była jednak niczym przy tym, co chwilę później zrobił Marian Kelemen. Podbudowani wybronionym rzutem karnym podopieczni Dariusza Wdowczyka pognali w kierunku bramki, cała akcja zakończyła się uderzeniem z kilku metrów, który w instynktowny sposób, nogami wybronił słowacki bramkarz Jagiellonii. Wiślacy mieli więc w 93. minucie piłkę meczową, która zakończyła się jednak fiaskiem.
Siódma z rzędu porażka - brzmi nieprawdopodobnie, ale to fakty. Zespół Dariusza Wdowczyka między drugą a ósmą kolejką nie zainkasował ani jednego punktu, stracił osiemnaście goli i do bezpiecznego miejsca w tabeli traci cztery oczka. Koszmar Białej Gwiazdy trwa, a końca tej ciemnej ulicy nie widać...
Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków 2:1 (1:0)
Chomczenowski 12', Vassiljev 73' - Małecki 85'
Jagiellonia: Kelemen - Frankowski (81. Mystkowski), Runje, Tomelin, Tomasik - Vassiljev (86. Szymański), Grzyb, Góralski, Romańczuk - Chomczenowski, Świderski (61. Górski).
Wisła: Miśkiewicz - Jović, Guzmics, Sadlok, Mójta - Mączyński, Popović - Boguski, Zachara (78. Drzazga), Małecki - Brożek.
Adam Delimat