Sześciu polskich skoczków zakwalifikowało się do niedzielnego konkursu w Lillehammer. Kwalifikacji nie przeszedł jedynie Klemens Murańka, a w zawodach udział wzięli Aleksander Zniszczoł, Stefan Hula, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Kamil Stoch oraz Maciej Kot. Sobotnie zawody z jednej strony przyniosły dobre wyniki, z drugiej zaś niedosyt. Kot i Stoch znaleźli się w pierwszej piątce, ale niestety żaden z nich nie zajął miejsca na podium.
Jako trzeci w sobotnich zawodach skakał Aleksander Zniszczoł. Jako pierwszy pokonał on barierę 130 metrów, skacząc dokładnie na tę odległość. To bardzo dobry wynik zważywszy na to, że jako drugiemu udało się to dopiero Mackenziemu Boyd-Clowesowi, który skakał jako 22. Po swoim skoku pewny miejsca w drugiej serii był natomiast Stefan Hula - osiągnął dystans 123,5 metra. Po 136 metrów skoczyli później Jurij Tepes, Daiki Ito i Andreas Wellinger i PRZEZ DŁUGI CZAS były do najdalsze odległości. Jeśli zaś chodzi o kolejnych Polaków - Piotr Żyła wylądował na 128. metrze, a o dwa metry dalej poleciał Dawid Kubacki, będąc wówczas najlepszym z Polaków.
Długo na swój skok kazał czekać Kamil Stoch - właściwie to nie on, ale warunki pogodowe. Polski skoczek kilkukrotnie musiał opuścić belkę, czekając na swoją próbę dobrych kilka minut. Kiedy wreszcie skoczył, poleciał na dystans 134 metrów i objął po swoim skoku prowadzenie ze względu na warunki pogodowe. Stocha nie wyprzedzili Kofler i Eisenbichler, a przed kolejnymi lotami ze względu na wiatr sędziowie zdecydowali się na podwyższenie rozbiegu o dwie belki. Dla Descombes Sevoie zakończyło się to jednak bardzo słabo, a 114 metrów sprawiło, że Francuz po swoim skoku był na odległym 37 miejscu. Nieco lepiej skoczył Fettner, który dzięki odległośći 128,5 metra wylądował na 11. lokacie.
W trudnych warunkach przyszło więc skakać Maciejowi Kotowi. Polakowi udało się skoczyć na 129,5 metra, otrzymał naprawdę sporą bonifikatę za wiatr i zajmował po swoim locie piąte miejsce. Skok Kota należy jednak docenić biorąc pod uwagę fakt, iż końcówkę pierwszej serii zdeterminował wiatr. Nie poradził sobie Kraft, podobnie sprawy miały się z Freundem i Tande - ta trójka zakwalifikowała się co prawda do drugiej serii, ale z bardzo kiepskich pozycji. Lepiej skoczył lider klasyfikacji generalniej, Domen Prevc. 131,5 metra sprawiło, że Słoweniec zajmował na półmetku zawodów ósmą lokatę.
Po pierwszej serii na prowadzeniu utrzymywał się więc Kamil Stoch. Piąte miejsce zajmował Maciej Kot, 11. był Dawid Kubacki. Do drugiej serii zakwalifikowali się również Piotr Żyła i Aleksander Zniszczoł, którzy zajęli kolejno 18. i 19. lokaty, a także 24. Stefan Hula.
Szybko w drugiej serii oglądaliśmy więc skoki zawodników z czołówki. Freund nie osiągnął bariery 130 metrów, stratę nadrobił natomiast Tande, który skoczył aż 141 metrów. Jeszcze dalej poleciał Kraft - wylądował na 142. metrze. Jako siódmy skakał Hula, który po dobrym skoku na 129 metrów przez chwilę cieszył się z pozycji lidera. Gorzej, bo na 126,5 metra skoczył Zniszczoł, którego minimalnie wyprzedził Piotr Żyła. Po chwili został on jednak zdyskwalifikowany za nieprawidłowy strój i zakończył zawody w złym humorze. Daniela-Andre Tande nie byli w stanie wyprzedzać kolejny skoczkowie - bliski był Fettner, Dawid Kubacki skoczył na 133 metry, a dopiero Markusowi Eisenbichlerowi ta sztuka się udała. Niemiec skoczył na 135 metrów i zmienił Tandego na miejscu dla lidera.
Jako następny skakał Maciej Kot. Piąty po pierwszej serii zawodnik wytrzymał presję i skoczył na 136 metrów, obejmując prowadzenie i gwarantując sobie minimum piątą lokatę. Po chwili wiadomo było jednak, że Kotowi wreszcie uda się osiągnąć pozycję wyższą - swój skok popsuł Ito co oznaczało, że po raz pierwszy w swojej karierze Kot zajmie miejsce wyższe niż piąte. Zawiódł też Wellinger - 128,5 metra Niemca sprawiło, że Maciej Kot mógł być już pewny pierwszego w karierze podium! Jurij Tepes? On też się nie popisał. Lot na 124 metry sprawił, że przed skokiem Kamila Stocha byliśmy już pewni, że to Polak stanie na najwyższym stopniu podium w Lillehammer. Zwycięstwo Maciejowi Kotowi mógł odebrać jedynie jego rodak. Kamil Stoch poleciał na 130,5 metra i o 0,6 punktu wyprzedził Kota
W niedzielę w Lillehammer oglądaliśmy więc naprawdę wielkie i znakomite dla Polaków zawody. Po raz pierwszy od 30 stycznia 2015, a więc niemalże dwóch lat, Kamilowi Stochowi udało się zająć miejsce na najwyższym stopniu podium. Po raz pierwszy w swojej karierze w czołowej trójce znalazł się natomiast Maciej Kot. Dla Kota oznacza to awans na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.
AD