Mistrzostwa Europy w piłce nożnej prowokują do refleksji. Dla wielu z nas zakończyły się wraz z fazą grupową. Bo reprezentacja Polski tej fazy rywalizacji nie potrafiła przebrnąć. Aliści już pierwsze mecze o awans do ćwierćfinałów tej imprezy pokazały moim zdaniem, w czym tkwi urok futbolu.

Pierwszym zespołem, który zameldował się w ćwierćfinale, jest Dania. Zespół, który przeżywał wielki dramat w swym inauguracyjnym występie. 107 minut przerwy po zasłabnięciu Christiana Eriksena, jego reanimacja na oczach kolegów z drużyny. I pojawiające się wówczas wątpliwości, czy rywalizacja z Finami w ogóle powinna być wznawiana, kontynuowana. Gdy sytuacja doczekała się szczęśliwego finału - duńskim piłkarzom pozostawiono decyzję, czy chcą grać dalej. Grają. Z jakim efektem - mogliśmy się przekonać w kolejnych spotkaniach, zwłaszcza w sobotnim z Walią. Hart ducha i siła woli. Cechy należne zwycięzcom.

Włosi przeszli fazę grupową jak burza. Grali o ćwierćfinał z drużyną, która jest od nich o 16 pozycji niżej w światowym rankingu. Ale tak - jak w fizycznej rzeczywistości - tak i na boisku - musieli w męczarniach pokonać piłkarskie Alpy, by zdobyć austriacką twierdzę. Wspomniałem ranking FIFA, bo Austriacy są w nim za Polakami. O dwie lokaty.

A przypomnę, że w I meczu turnieju Polacy grali ze Słowacją, która w światowym rankingu jest 15 miejsc za nami. Można powiedzieć, że we wczorajszym, wieczornym meczu historia prawie się powtórzyła. Ale - jak mówi powiedzenie - "prawie" robi różnicę. Włosi potrafili dowieść swego, biało-czerwoni nie. Drugi w historii konfrontacji Polski z Hiszpanią remis dał nam jedyną satysfakcję. Czego zabrakło? Hartu ducha i siły woli? Przekonania do swojej wartości? To drugie, w meczu ze Słowakami akurat chyba naszą reprezentację zgubiło.

Zastrzyk młodości, który zaaplikował Paulo Souza, to zabieg z odłożonym w czasie działaniem. Zbigniew Boniek brak sukcesu na Euro skomentował jednym słowem. Zabrakło jakości. To słowo różnie można interpretować. Przypisując je do całego zespołu niczym wykres pokazujący pewien poziom - na pewno skrzywdziłoby się kilku piłkarzy.

Rozstanie z Euro wielu rodaków uznaje za dramat. Nie przesadzajmy. To jest tylko sport. Porażki, choć bolesne, muszą być w tę rzeczywistość wkalkulowane. Dyskusje na temat przyszłości portugalskiego selekcjonera polskiej reprezentacji wydają mi się niestosowne. Wyniki sondażów, które na ten temat już się pojawiły - tej tezy dowodzą. Dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł narodowego referendum. Stąpajmy po ziemi.

A swoją drogą. Jeden z moich znajomych, notabene niebędący zbytnio za pan brat z futbolowymi realiami, zadał mi takie pytanie: czy nie byłoby najlepiej, gdyby trener Sousa wyłuszczył Robertowi Lewandowskiemu, jak sobie wyobraża grę zespołu, a Lewandowski powiedziałby mu, z kim chce taką strategię realizować? Ot, takie piłkarskie, sportowe fantazy...
Tadeusz Kwaśniak/RK