Starcia Wisły z Lechem Poznań zawsze są atrakcyjne. Zawsze wiążą się z dodatkowym napięciem na tle kibicowskim. I nie inaczej miało byc w niedzielę - podopieczni Kiko Ramireza, choć o puchary już nie walczą, nie chcieli ułatwić zadania Lechowi. Zawodnicy Białej Gwiazdy poczuli się z pewnością mocniejsi po tym, jak rozbili przed tygodniem 4:0 Pogoń Szczecin. Jasne było, że z Lechem tak łatwo nie będzie - zwłaszcza biorąc pod uwagę spore osłabienia kadrowe. Zabrakło w Poznaniu czterech istotnych ogniw - Tomasza Cywki, Krzysztofa Mączyńskiego, Macieja Sadloka i Pawła Brożka - ten ostatni wszedł z ławki na ostatni kwadrans. Szczególnie w oczy w jedenastce trenera Ramireza rzucały się więc boki obrony w osobach Bartkowskiego i Spicicia. Na szpicy mecz zaczął Ondrasek.
Szybko Lech, w którego składzie również nastąpiło kilka zmian, objął prowadzenie. Trener Bjelica postawił raczej na młodość, sadzając na ławkę między innymi Trałkę oraz Robaka. Gola z kolei w dziewiątej minucie zdobył Radosław Majewski, który miał nadspodziewanie dużo wolnej przestrzeni przed polem karnym i z tych okoliczności skorzystał. Jeszcze bardziej wyraźny prezent Biała Gwiazda sprawiła gospodarzom w 21. minucie. Wydawało się, że Głowacki spokojnie dogra do Załuski, ale wykonał to podanie zdecydowanie zbyt lekko. Piłkę przejął Maciej Makuszewski, który wyminął bramkarza Wisły i posłał piłkę do pustej bramki. Lech szybko pokazał więc, że nie odpuści walki o mistrzowski tytuł do samego końca.
Kolejne minuty należały jednak do Wisły. W 23. minucie po dograniu Lloncha piłkę do bramki posłał Boguski, ale chwilę wcześniej znalazł się na pozycji spalonej. Cztery minuty później gol Rafała Boguskiego został już uznany. Lechowi pomógł Głowacki, Wiśle z kolei Putnocky, a więc jeden z lepszych bramkarzy w tej lidze. W 27. minucie słowacki golkiper zupełnie bezsensownie wybrał się przed własne pole karne. Boguski skrzętnie z tego skorzystał posyłając futbolówkę do opuszczonej już bramki. Co godne podkreślenia, asystę przy tej bramce zaliczył... Łukasz Załuska. Do przerwy było tylko 2:1 dla Lecha.
I takim wynikiem ten mecz się już zakończył. Po przerwie Wisła miała swoje okazje i mogła doprowadzić do remisu. Najbliżej było w 73. minucie - wtedy Wisła miała rzut wolny, podszedł do piłki wprowadzony z ławki Stilić i trafił w słupek. Stilić na boisko wszedł w 63. minucie i został przez poznańskich kibiców przywitany oklaskami. Mogli jeszcze wiślacy pokusić się o bramkę w doliczonym czasie gry. Dokładnie w 93. minucie słupek ostemplował też Boguski, choć tutaj ciężko było o skuteczność, biorąc pod uwagę ostry kąt.
W Poznaniu Wisła nie utrudniła więc Lechowi walki o tytuł mistrzowski i znów przegrała na wyjeździe. Białej Gwieździe pozostał już w tym sezonie tylko jeden mecz - przed własną publicznością, z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Biorąc pod uwagę ostatnie wyniki Słoników, przy Reymona będą ostrzyć sobie zęby na wynik pokroju tego, jakim odprawili piłkarze Kiko Ramireza przed tygodniem Pogoń Szczecin.
Lech Poznań - Wisła Kraków 2:1 (2:1)
Majewski 9', Makuszewski 21' - Boguski 27'
AD