Można powiedzieć, że rywale pozbawili nas w końcówce sezonu nieco emocji. Można było spodziewać się w Bielsku meczu o awans, a tymczasem wszyscy zagrali tak, że już kilka dni temu było wiadomo, że Sandecja zagra w LOTTO Ekstraklasie.
I bardzo dobrze. Uważam, że z Podbeskidziem mój zespół zagrał dobre, a nawet - jak na to, że awans był już pewny - bardzo dobre spotkanie. Losy meczu toczyły się do końca. Nam brakowało wykończenia tych sytuacji, które mieliśmy. Możemy mieć do siebie pretensje, bo tych szans kilka było. Oczywiście, czerwona kartka w końcówce to zawsze taki moment, gdzie trzeba zachować koncentrację. Dziś Podbeskidzie "wepchnęło" nam tę bramkę. Pozostały nam jeszcze dwa mecze, na pewno będziemy grać do samego końca.
Pewnie część z tych chłopaków gra teraz o swoje ekstraklasowe kontrakty.
Mówi się, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Jeszcze trochę tych szans jest i dla nas też jest to możliwość lepszej oceny. Niektórzy grali w trakcie sezonu mniej minut, więc teraz jest okazja, żeby dać im szanse. Robimy małe korekty, ale nie przynosi to szkody dla widowiska. Każdy co tydzień musi coś udowadniać. Dla trenera spojrzenie na zawodnika w meczu mistrzowskim jest świetną okazją do oceny.
Co jest siłą tego zespołu?
Na pewno solidna praca, chociaż nie chcę opowiadać banałów.
Można mowić o tym, że zagrała tu dojrzałość?
Też, ale również charakter, wewnętrzna dyscyplina. To, co dawało nam bardzo dobre momenty to świadomość tego, że na poszczególnych etapach rozgrywek robiliśmy dobre rzeczy. Szybko się utrzymaliśmy, gromadziliśmy dalej punkty i później przyszedł moment, gdzie mogliśmy się pościgać z najlepszymi. Okazało się, że mamy sporo punktów i mocno odskoczyliśmy, co w efekcie dało nam awans.
Przez długi czas wszyscy myśleli w Nowym Sączu o spokoju, o utrzymaniu. W którym momencie powiedzieliście sobie - "gramy o awans"?
O utrzymanie graliśmy w tamtym sezonie, gdy objąłem drużynę w rundzie wiosennej. Ten sezon jest takim pierwszym pełnym dla mnie okresem. Po pierwszej rundzie, kiedy mieliśmy sporo punktów i kilka zaległych spotkań, to był dla nas punkt wyjścia do tego, żeby spojrzeć na sytuację nieco inaczej. To był oczywiście zbyt odległy czas. Bardzo dobrą serię złapaliśmy wiosną, przyszło kilka udanych wyjazdów. Nie przegrywaliśmy ani w delegacjach, ani u siebie. To zadecydowało.
Będzie pan miał twardy orzech do zgryzienia jeśli chodzi o skład personalny. Z jednej strony będą potrzebne wzmocnienia, z drugiej - będzie trzeba zrezygnować z niektórych zawodników, którzy ten awans wywalczyli.
Takie jest życie, niejednokrotnie ci zawodnicy znaleźli się pewnie w takich sytuacjach. W którymś momencie trzeba podjąć decyzje, piłkarze to na pewno rozumieją. Nie odbędzie się to na zasadzie "ty jesteś już niepotrzebny" czy "panu już dziękujemy". Jest czas, żeby porozmawiać, przeanalizować i użyć argumentów. Na pewno życzyłbym sobie tego, żeby nikt z tych chłopaków, którzy włożyli dużo serducha i zdrowia, nie został potraktowany w zły sposób.
A do pana rozdzwoniły się telefony od klubów z ekstraklasy?
Mam teraz trochę więcej przyjaciół i na pewno więcej rozmawiam przez telefon, ale na wszystkie ploteczki przyjdzie czas, tego się rzecz jasna nie uniknie. Kończy mi się kontrakt, zawsze się w takich sytuacjach rozmawia. Zobaczymy co będzie dalej, na pewno chcemy się dobrze zorganizować. Najpierw prowadzone są rozmowy w tym kierunku - jak klub będzie zorganizowany, jak będzie funkcjonować, jak my sami możemy pracować. Musimy sobie też postawić cele. Wtedy będzie można podjąć konkretną decyzję.
Ale pan w Nowym Sączu zostaje?
Na razie jestem.
Są już rozmowy o kontrakcie?
Naturalnie, rozmawiamy. Chcę po prostu wiedzieć jak będziemy dalej organizować się do pracy w ekstraklasie. To na pewno spory przeskok i chciałbym, żeby sytuacje i cele były tutaj jasne. To mi wystarczy.
Mój starszy kolega powiedział: "znowu zagrały chłopaki Mroczkowskiego". Tak było w Łodzi i tutaj, w Sandecji, też to są "chłopaki Mroczkowskiego". O Sanecji nie mówiło się przed sezonem jako o drużynie, która bardzo chce awansować.
Wspomniał pan o Widzewie - to byli chłopcy, zupełnie inne roczniki. Były takie momenty, że średnia wieku była bardzo niska, a w lidze urywaliśmy punkty faworytom. Scementował się fajny zespół. Robiliśmy kadrowe korekty, wzmacnialiśmy rywalizację, ale nie było dużych zmian. W dużej mierze tą kadrą, którą walczyliśmy o utrzymanie, teraz zrobiliśmy awans. Tam też trzeba było charakteru. Tam ten zespół trochę się zahartował i na bazie tego poszliśmy dalej.
Rozmawiał Kuba Niziński