Może niewiele osób wie, ale dokładnie dzisiaj (14 maja) mija 95 lat od chwili, gdy polska reprezentacja piłkarska rozegrała pierwszy oficjalny, międzypaństwowy mecz na ziemiach Polski. Debiut był w Budapeszcie. Potem przyszedł czas rewanżu z Węgrami. To spotkanie zostało rozegrane w Krakowie. To pretekst do rozmowy z redaktorem Jerzym Nagawieckim, specjalizującym się w historii piłki nożnej.
- Dlaczego w Krakowie? Ponieważ w Krakowie odrodziła się polska piłka nożna po I wojnie światowej. PZPN mieścił się w Krakowie, prezesem był krakowianin. Kraków dominował w ówczesnej polskiej piłce nożnej. Także znacząca większość reprezentantów pochodziła z klubów Krakowskich – głównie Cracovii i Wisły. Mecz musiał się odbyć na stadionie Cracovii. To był w owym czasie jedyny obiekt sportowy z prawdziwego zdarzenia, wybudowany w roku 1912 za sumę – wtedy niebagatelną – 30 tysięcy koron. To był stadion na poziomie europejskim.
To topograficznie jest ten sam teren, który dzisiaj kojarzy się ze stadionem Cracovii?
- Tak. Boisko jest cały czas na tej samej łące zwierzynieckiej, wydzierżawionej wówczas od sióstr Norbertanek.
Tamten mecz Polska – Węgry przegraliśmy 0-3. Dużo o nim wiemy?
- Mamy masę relacji prasowych. Możemy się dowiedzieć o przyjeździe Węgrów, przygotowaniach, walce o bilety. Stadion mieścił 16 tysięcy ludzi. Zapotrzebowanie było dużo większe. Na pierwszy mecz reprezentacji w Polsce ludzi zjeżdżali ze Lwowa, Warszawy i Śląska. Mecz miął dziwny przebieg. W meczu tym zdarzył się pierwszy samobójczy gol. Już zaraz w 4-5 minucie strzelił go piłkarz Cracovii. On odbił piłkę, przelobował bramkarza warszawskiego. Zaczęliśmy źle.
Odbiło się to na łamach prasy?
- Tak. Natomiast zaznaczono także, że nasza reprezentacja wypadła blado. Prasa krytycznie odniosła się do występu największych gwiazd: Józefa Kałuży, Henryka Reymana. Reymana wręcz oskarżano o bardzo słaby występ. Kałuża przegrywał pojedynki biegowe i fizyczne. To mu się rzadko zdarzało. Kuchar – jedyny reprezentant Lwowa w tej reprezentacji - też nie wypadł najlepiej. Prasa bardzo krytycznie oceniła występ Polaków.
Zostały jakieś dokumenty po tamtym meczu?
- Mamy bardzo piękny afisz meczowy. Mamy też opisy dotyczące ugoszczenia reprezentacji Węgier w Krakowie. Oni przyjechali w piątek rano. Część delegacji PZPN witała ich na stacji w Trzebini. Ostatni odcinek trasy goście jechali w towarzystwie reprezentantów PZPN. Na dworcu witał ich dr Cetnarowski – prezes PZPN. Węgrów zakwaterowano w słynnym hotelu „U Pollera”. W sobotę było zwiedzanie miasta, gości zaproszono do kościoła Mariackiego, na Wawel, wydano przyjęcie. Oprawa meczu była znakomita,
Dzisiaj można półżartem powiedzieć, że chcieli ich zmęczyć, ale się nie dało.
- Nie udało. Trzeba jednak pamiętać, że drużyny węgierskie przewyższały umiejętnościami zespoły z naszego kraju. Notabene ciekawostką było to, że jeden z selekcjonerów reprezentacji Polski, Stanisław Ziemiański, był równocześnie sędzią bocznym tego spotkania. Pan Ziemiański w 1924 roku uzyskał nominację na sędziego FIFA. Ciekawą grupę stanowili selekcjonerzy. Było ich trzech. O panu Ziemiańskim już wspomniałem. Dwóch pozostałych to ludzie szczególni dla piłkarstwa. Pierwszym był dr Józef Lustgarten – związany z Cracovią. Drugim był z kolei Adam Obrubański – człowiek niezwykłej zacności, znany dziennikarz, działacz PZPN, wojskowy, który zginął w Katyniu.
Z Jerzym Nagawieckim rozmawiał
Tadeusz Kwaśniak