Kamil Stoch dzieli czas między skoki, a piłkę nożną. Lato to czas ciężkiej pracy przed Letnią Grand Prix i sezonem zimowym, ale ponieważ nasz mistrz jest też zapalonym fanem futbolu, to będzie z uwagą śledzić poczynania polskich piłkarzy na zbliżających się mistrzostwach świata. Najpierw jednak z niecierpliwością czeka na finał Ligi Mistrzów, gdyż jest zapalonym kibicem Liverpoolu. Według wstępnych planów chciał jechać na mecz do Kijowa, ale - jak powiedział - ostatecznie "niestety obejrzy spotkanie w telewizji".

A jeśli chodzi o skoki, to - jak mówi - w okresie przygotowawczym będzie chciał poprawić układ rąk w powietrzu, ale i pozycję najazdową. Za komfortową uznał sytuację, w której w Polsce są obiekty pozwalające na letnie treningi, co sprawia, że skoczkowie nie muszą jeździć kilkaset kilometrów za granicę. "Na pewno obecne przygotowania to nie jest kalka tych z ubiegłego roku. Zawsze trzeba coś zmieniać, udoskonalić. Musimy się rozwijać, a co za tym idzie trzeba wprowadzać zmiany w treningu. Te zmiany nie są jednak duże" - nadmienił Stoch.

Polacy podczas zgrupowania w Szczyrku korzystają nie tylko z kompleksu skoczni Skalite, ale także obiektu w Wiśle-Malince. "To dobry kompleks, zwłaszcza do treningów, bo te skocznie są bardzo wymagające technicznie. Przy tym dają one przyjemność skakania. Cieszymy się, że pogoda dopisała" - powiedział Stoch.

Podczas czwartkowych zajęć zawodnicy pierwotnie mieli ćwiczyć na normalnej skoczni w Szczyrku (HS 106), ale ze względu na wiatr musieli skakać na średniej (HS 77). Zdaniem Stocha nie był to problem. "To dobrze, że teraz mamy taką różnorodność obiektów. Zmiana nawet 15 minut przed zajęciami nie stanowi problemu, a kształtuje przyzwyczajenie się do korygowania planów. Przecież w trakcie rywalizacji w Pucharze Świata też nieraz kilka godzin przed rozpoczęciem zawodów dowiadujemy się o jakiś korektach" - wspomniał.

PAP/MS/RK