PAP: Jakie były początki pana przygody z szachami?

Jan-Krzysztof Duda: Zacząłem w nie grać w wieku pięciu lat. Mama szukała we mnie talentu i zapisała na wiele różnych zajęć. Ćwiczyłem grę na pianinie, tenis stołowy, pływałem, ale to szachy najbardziej mi się spodobały. I tak zostało do dzisiaj.

PAP: W 2008 roku został pan mistrzem świata do lat 10, w kolejnych latach zdobywał medale w wyższych kategoriach wiekowych. Dość wcześnie zaczęto o panu mówić: "cudowne dziecko polskich szachów". Kiedy sam pan pomyślał, że ten sport może być sposobem życie?

J.-K.D.: Zawsze byłem blisko szachów. Wiadomo, w młodym wieku moim stałym źródłem utrzymania był dom rodzinny i specjalnie nie myślałem o zawodowstwie. Dopiero, gdy rok temu zdawałem maturę w Liceum im. Jana Matejki w Wieliczce, zacząłem się mocno zastanawiać, czy kontynuować naukę, czy też poświęcić się wyłącznie szachom. Utwierdziłem się w przekonaniu, że szachy to dla mnie odpowiednia droga. Studiuję jednak stacjonarnie na AWF w Krakowie na kierunku sport. Wymagane jest 50 procent obecności na zajęciach, każdy ma indywidualny tok studiów. Wykładowcy podchodzą do nas ze zrozumieniem, bo na tym kierunku są sami aktywni sportowcy.

PAP: W ubiegłym roku wszedł pan do elitarnego grona zawodników legitymujących się rankingiem powyżej 2700 punktów, będąc dopiero trzecim polskim szachistą, któremu to się udało. Był pan też ważnym ogniwem drużyny, która zdobyła historyczny brązowy medal drużynowych mistrzostw świata. Co uważa pan za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie w tej dyscyplinie?

J.-K.D.: W szachach klasycznych to bez wątpienia wywalczone właśnie mistrzostwo Polski, bo wcześniej tylko raz byłem brązowym medalistą. Zdarzyło mi się też zdobyć mistrzostwo Europy w szachach szybkich i srebrny medal w błyskawicznych, ale to szachy z większym elementem losowości - są szybsze, więc więcej w nich błędów, są też bardziej "lekkie". Dlatego tytuł wywalczony w klasycznym turnieju, w dodatku w najsilniejszej w historii obsadzie, jest dla mnie bardzo ważny.

PAP: Którą ze swoich pojedynczych partii w dotychczasowej karierze najbardziej pan sobie ceni?

J.-K.D.: Przypomina mi się zwycięstwo nad Amerykaninem Wesleyem So (obecnie 8. w rankingu FIDE) na turnieju w hiszpańskim Leon. Pokonałem go czarnymi w miniaturze. Przeciwnik lekko "przyspał" i podstawił się w prymitywnej pułapce. Były to właśnie szachy szybkie, w których zdarzają się takie rzeczy. Tak czy inaczej, byłem zszokowany, że taki arcymistrz może popełnić taki błąd.

PAP: W wieku 20 lat jest pan 25. zawodnikiem w światowym rankingu, drugim Polakiem w tym zestawieniu, ale droga awansu dopiero się otworzyła. Gdzie może się pan zatrzymać?

J.-K.D.: Mam nadzieję, że na pierwszym miejscu listy rankingowej. Generalnie moim celem jest wejście do pierwszej dziesiątki na świecie. Wtedy byłoby już bardzo dobrze z każdego punktu widzenia. Finansowo też wtedy będzie dużo lepiej, ponieważ pierwsza dziesiątka to już ludzie bardzo bogaci.

PAP: Pana mama mówi, że najwyższa nagroda, jaką syn wygrał do tej pory to 30 tysięcy złotych, ale nie w turnieju tylko w... ubiegłorocznym telewizyjnym programie "The Brain. Genialny umysł". Wtedy poznała pana cała Polska, nie tylko kibice szachowi...

J.-K.D.: Wspominam to jako bardzo stresujące doświadczenie, bo nie jestem raczej osobą medialną. Do podpisania był dość długi kontrakt. Po nagraniu, a przed emisją programu nie mogłem zdradzić wyniku. Wiedziałem, że wygrałem, a musiałem trzymać to w tajemnicy przed wszystkimi aż do dnia premiery. Występ w programie wiązał się ze specjalnymi przygotowaniami, cały sztab ludzi pracował nad tym, bym w telewizji wyglądał jako tako. Wszystko kosztowało mnie sporo emocji.

PAP: Jest pan szachistą spokojnym czy nerwowym, żywo reagującym?

J.-K.D.: Przy szachownicy chyba nie potrafię utrzymać pokerowego wyrazu twarzy, jakbym chciał. Jest bardzo wielu szachistów, po których kompletnie nie widać emocji. Po mnie raczej widać dużo. Z drugiej strony, wiadomo - szachy to nie poker, tu się nie blefuje, bo wszystko widać, nie ma ukrytych kart. Natomiast w życiu jestem raczej spokojny.

PAP: Zainteresowania pozaszachowe?

J.-K.D.: Pozostając przy sporcie, głównie biegam i pływam. Generalnie lubię uprawiać różne dyscypliny, z wyjątkiem piłki nożnej. Poza tym czytam książki, oglądam filmy, ale nie poświęcam na nie zbyt dużo cennego dla mnie czasu. Jako kibic nie jestem fanem jakiejś konkretnej drużyny czy sportu, nie oddam życia za klubowy szalik, ale lubię czasem popatrzeć na koszykówkę czy piłkę siatkową, gdy grają Polacy.

PAP/MS/RK