Sporo działo się u ciebie w roku 2016. Wracasz często myślami do tego dramatycznego wyścigu olimpijskiego z Rio?
Staram się wracać do tego jak najmniej. Sport uczy pokory. Ja nauczyłem się, że nie zawsze najmocniejszy wygrywa. To jest piękno kolarstwa. Sześć godzin jazdy, wzniesienia, upalna temperatura, każdy daje z siebie wszystko. Na kilometr do mety mam złoto, później rywale mnie doganiają i zostaje brąz, ale szczerze mówiąc równie dobrze mógłbym leżeć na asfalcie i nie mieć nic. Lepiej mieć brąz niż nie mieć nic.
Zdradziłeś plany odnośnie Tour de France, Vuelta a España. W 2017 też trochę kręcenia będzie.
Można się do tego przyzwyczaić. W drużynie mamy bardzo dobrą atmosferę, będzie fajnie. Ja muszę być tylko skoncentrowany na Tour de France, gdzie będę chciał walczyć o pierwszą piątkę, i Vuelta a España. Tu z kolei będę zawodnikiem, który będzie chciał iść w ucieczki i wygrywać etapy.
Wreszcie doczekałeś się liderowania. Jak na tę informację zareagowałeś?
Tak naprawdę miałem być liderem na Giro d'Italia, ale nagle okazało się, że jestem liderem na Tour de France. Cieszę się z tego powodu. Dla mnie to duża zmiana - większy prestiż. Niewielu Polaków miało okazję być liderami na Tour de France. Byłem na Vuelcie, byłem na Giro - wszystkie te wyścigi skończyłem w pierwszej piątce. Czas w końcu na Francję. Zrobię wszystko, żeby być jak najlepszym. Byle dopisało zdrowie.
A Tour de Pologne?
Powiem szczerze, że będzie ciężko przyjechać. Tour de France i Vuelta a España to dwa kluczowe wyścigi w moim kalendarzu i mam ze strony ekipy duży nacisk, żeby na tych wyścigach pokazać się z jak najlepszej strony i walczyć o czołowe lokaty.
No właśnie - jakie są twoje pierwsze wrażenia po zgrupowaniu z nowym teamem?
Wszystko jest ustawione tak, jak należy. Kiedyś to była mniejsza grupa, ale teraz pracuje na taką drużynę prawie sto osób. Jest trzech dużych sponsorów, mamy naprawdę bardzo dobre zaplecze, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu. Mamy mistrza świata, po tym można wnioskować, że drużyna jest na wysokim poziomie. Drużyny nie da rady zmienić z dnia na dzień, potrzebujemy przynajmniej pół roku czasu, aby wszystko funkcjonowało tak, jak my tego chcemy.
Twoja poprzednia grupa się rozpadła. Czym teraz przekonali ciebie i innych nowych zawodników Niemcy? Bo propozycji było sporo.
Jasne, było kilka innych ofert. Nie poszedłem na paliwo z Bahrajnu. Niemcy przekonali mnie tym, że postawili na mnie. Nie chodziło nawet o sprawy finansowe, tym zajmuje się mój menadżer. Chodziło o to, aby mieć jak najlepsze warunki do rozwoju. Mam 27 lat i teraz będę mógł wykorzystać to, czego nauczyłem się w Tinkoffie. Mam tutaj swojego masażystę, czego brakowało mi trochę w poprzednim zespole. Noga będzie teraz masowana przez jednego masażystę, a to duży plus.
Rok 2017 będzie dla ciebie przełomowy nie tylko kolarsko, ale też życiowo.
Będę chciał być przy narodzinach dziecka, chociaż wiem, że będzie ciężko przez obóz i wyścigi. Wiadomo, że żona będzie musiała przede wszystkim zająć się dzieciakiem. Dla mnie będzie oczywiście ciężko, ale zdajemy sobie sprawę, że mój zawód wymaga tego, aby być nieustannie skoncentrowany i wypoczęty. Nie będę spędzał w domu zbyt dużo czasu, to będzie trudny okres, ale spokojnie - sezon się skończy, październik, listopad i grudzień będę miał dla dziecka.
Do kiedy zostajesz w Polsce?
Nie nasiedzę się zbyt długo. Już drugiego stycznia mam samolot, lecę na Majorkę. Tak naprawdę tylko 25 i 26 grudnia to dni bez roweru, reszta, nawet wigilia nie obejdzie się bez treningu. Dużo potrenuję, a później dużo zjem. Barszcz z uszkami, rybka, kapusta - wigilia będzie fajna. Chcę ją w tym roku zrobić u mnie i zaprosić rodziców. To taki czas, który można spokojnie spędzić z rodziną, a ja rodzinę bardzo sobie cenię. Braknie śniegu, chociaż ja na to nie narzekam, bo można trenować.
Domyślam się, że brakuje ci rodziny podczas roku mocno wypełnionego treningami i zawodami?
W stu procentach, człowiek to nie robot. Czasami organizm chce, a głowa nie chce i to jest najgorsze. Bywa tak, że między zgrupowaniami czy wyścigami zmęczenie psychiczne jest większe niż fizyczne. Trzy tygodnie spędziłem poza domem, teraz na święta chwilkę spędzę z najbliższymi, a potem kolejny wyjazd. Rok zapowiada się pracowicie.
Stałeś się chyba na dobre rozpoznawalny. Dobrze radzisz sobie z popularnością?
Podchodzę do tego spokojnie. Zawsze staram się dawać autografy, pozować do zdjęć. Ludzie muszą sobie też zdać sprawę, że ja też jestem normalnym człowiekiem. Niektórzy boją się podejść i pokazują z daleka palcem "to jest ten, to jest ten". Ja mam na tyle szczęścia, że jeżdżę w kasku i okularach, przez co trochę trudniej mnie rozpoznać. Ostatnio jechałem na rowerze w okolicy Swoszowic i na drodze stała policja. Zatrzymali na dmuchanko - nie mnie, ale ja chciałem wyprzedzić, więc zatrzymali też mnie. Proszą, żebym dmuchnął, na co ja odpowiadam, że nie ma problemu, że jestem kolarzem. Policjant patrzy na mnie: "a pan to podobny do tego Majki". Ja mu na to: "no bo to ja", a on zaczyna przepraszać i prosić o autograf. Staram się żyć dobrze z kibicami, bo bardzo doceniam ich wsparcie podczas wyścigów.
O planach na przyszły rok już mówiliśmy. Patrząc bardziej długofalowo - jakie są twoje cele na dalszą część kariery?
Każdy chce być jak najlepszy, ja do tego dążę i wydaje mi się, że mi się to udaje. Mam już medal olimpijski, podium na wielkim tourze. Teraz chciałbym być tym jednym Polakiem, który w końcu dobije do szczytu i wygra jeden z wielkich tourów. Nie ważne, czy to będzie Giro d'Italia, czy Tour de France, czy Vuelta. Mam już parę fajnych rekordów, jestem wciąż młodym zawodnikiem, więc jak pobiję jeszcze kilka, będzie później ciężko mnie poprawić. Staram się też pomagać młodzieży, powoli z trenerem Klękiem zaczynam pracować z młodymi ludźmi - to taka moja mała akademia. Wysyłamy początkujących zawodników na zachód, jeżeli tylko będą się dobrze sprawować i dążyć do swoich celów, my będziemy im pomagać.
Rozmawiał Kuba Niziński