W niełatwych okolicznościach przypadł ligowy debiut duetu trenerskiego Kazimierz Kmiecik - Radosław Sobolewski. Niełatwych przede wszystkim ze względu na sytuację kadrową. Lista nieobecnych po stronie Wisły dawno nie była aż tak długa. Powody absencji bardzo różne - do Szczecina Biała Gwiazda pojechała bez kontuzjowanych Zdenka Ondraszka, Rafała Pietrzaka, Richarda Guzmicsa. Ze względu na kartki zagrać nie mogli Patryk Małecki i wracający ze zgrupowania reprezentacji Boban Jović. Mateusza Zacharę i Macieja Sadloka zatrzymały natomiast powody osobiste - odpowiednio ślub i narodziny dziecka. Walka o drugie w tym sezonie zwycięstwo nie zapowiadała się więc łatwo. Dodatkowym smaczkiem tego spotkania był fakt, że trenerem Portowców jest aktualnie Kazimierz Moskal. W przeszłości Moskal niejednokrotnie był już swego rodzaju "kołem ratunkowym" Wisły i niewykluczone, że gdyby nie angaż w Szczecinie, po odejściu Wdowczyka przy Reymonta w pierwszej kolejności wykręcono by właśnie numer Moskala.
Wisła mecz w Szczecinie rozpoczęła z Załuską między słupkami, Urygą w parze z Głowackim, a także Drzazgą w wyjściowej jedenastce. Gorzej wyglądała ławka rezerwowych. Część kibiców Wisły zapewne po raz pierwszy ujrzała takie nazwiska, jak Porębski, Ptak czy Purcha. Najgorzej wyglądała natomiast gra Białej Gwiazdy. W 11. minucie Wisłę uratowała jeszcze poprzeczka. W 15. Adam Gyurcso już trafił, otwierając wynik meczu. Minuta 20. - fenomenalny gol Gyurcso, który najpierw ograł Bartosza jak dziecko, a po chwili kapitalnym rogalem umieścił piłkę w samym okienku. Co dalej? Minuta 25. Znów Gyurcso, tym razem do pustej bramki. W ciągu 10 minut Wisła straciła trzy gole. Czy to już koniec? A skądże! W 34. minucie Gyurcso asystował, a Mateusz Matras poprawił na 4:0. Na otarcie łez, które mogły popłynąć z oczu kibiców Wisły trzy minuty później trafił Jakub Bartosz - to mógł być, przynajmniej dla tych bardziej optymistycznie nastawionych, pozytywny prognostyk przed zmianą stron.
Trzy minuty po przerwie. Rzut wolny dla Pogoni, Ricardo Nunes uderza i zdobywa bramkę na 5:1. Minuta 51. Defensywa Wisły całkowicie rozmontowana. Po serii podań futbolówkę do pustej bramki pakuje Adam Gyurcso. Podobnie, jak w pierwszej połowie, również po zmianie stron Wisłę było stać wyłącznie na gola mogącego otrzeć łzy z policzków swoich sympatyków. Adam Mójta potężnie huknął z rzutu wolnego. O radości nie było jednak mowy. Był to przecież gol na 2:6. Delew trafił jeszcze słupek, chwilę później Zwoliński w Załuskę. W Szczecinie więcej goli już nie padło. Wisła dała sobie wbić sześć bramek - tylu goli Biała Gwiazda dotychczas w XXI wieku nie straciła w żadnym meczu.
Tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Dariusz Wdowczyk kilka miesięcy wyciągnął Wisłę z dna, tak teraz, gdy odszedł, błyskawicznie wszystko się rozsypało. O ile porażkę 0:4 z Karpatami Lwów można było traktować, jako wypadek w meczu bez znaczenia, o tyle sześć goli straconych w Szczecinie można już określić mianem kompromitacji.
Pogoń Szczecin - Wisła Kraków 6:2 (4:1)
Gyurcso 15', 20', 25' i 51', Matras 34', Nunes 51' - Bartosz 37', Mójta 75'
AD