Myśliwi przekonują, że w tej chwili okres polowań na zające kończy się zbyt wcześnie - połowa stycznia to czas, w którym grunt jest jeszcze zmarznięty, więc można polować bez niszczenia upraw. Tymczasem jesienią, na początku okresu polowań, ziemia jest zbyt błotnista, by prowadzić łowy.
Dwa obwody łowieckie złożyły więc wniosek do marszałka i ministerstwa o wydłużenie albo przesunięcie okresu polowań na zające do połowy stycznia. - Chodzi między innymi o ochronę upraw - mówi doktor Marek Wajdzik, członek krakowskiego zarządu Polskiego Związku Łowieckiego, wykładowca Uniwersytetu Rolniczego. Mowa przede wszystkim o uprawach kapusty i kalafiora. "To zielone zaplecze dla miasta Krakowa. Nawet jeden czy dwa zające mogą wyrządzić spore szkody" - przekonuje Marek Wajdzik. Dodaje też, że za szkody spowodowane przez zające, w przeciwieństwie do zniszczeń wyrządzanych przez dziki i bobry, rolnikom nie przysługuje odszkodowanie. Wykładowca podkreśla, że myśliwi nie polują tam, gdzie populacja zajęcy jest niewielka.
Dla organizacji ekologicznych wniosek o wydłużenie okresu polowań to "skandal". W ostatnich latach gwałtownie zmniejszyło się bowiem pogłowie zajęcy na terenie całego kraju. W niektórych powiatach, na przykład w Limanowej i Chełmie, prowadzone są programy przywracania populacji zajęcy. Proszowice tymczasem to jeden z ostatnich terenów w kraju, gdzie jeszcze względnie często można je spotkać. "Kiedy to usłyszałem, to ręce mi opadły. Zające są gatunkiem wycofującym się z ogromnej ilości środowisk, a myśliwi nadal je zabijają. Myśliwi pokazują totalną ignorancję. Zające powinny znaleźć się pod absolutnie ścisłą ochroną" - twierdzi w rozmowie z Radiem Kraków Zenon Kruczyński, były myśliwy, obecnie członek "Pracowni na rzecz Wszystkich Istot".
Ministerstwo Środowiska nie komentuje na razie sprawy. Jak nieoficjalnie dowiedziało się Radio Kraków, nie ma zgody na wydłużenie bądź przesunięcie okresu polowań. - Zwróciłem się do ministerstwa, czy można rolnikom wypłacać odszkodowanie za zniszczenia spowodowane przez zające. Tutaj również nie było zgody. Uznano, że to na tyle niewielke zwierzę, że nie może wyrządzić poważnych szkód - mówi Wojciech Kozak, wicemarszałek Małopolski. "Zastanowimy się nad innym rozwiązaniem. Można rozważyć odłowienie części zajęcy i przewiezienie ich tam, gdzie ich jest mało. Będziemy rozmawiali na ten temat ze związkami łowieckimi" - dodaje.
(Karol Surówka/ew)
Obserwuj autora na Twitterze: