"Jesteśmy pokojowo nastawieni do czytelników i można się z nami dogadać, ale zależy nam, by książki do nas wracały. Wysyłamy po trzy, cztery monity. Trudno sprawę kierować do sądu, gdzie koszty egzekucyjne są bardzo wysokie. Zdajemy sobie sprawę jak to wygląda, Jeżeli książkę pożycza jedna osoba, to potem czyta ją jeszcze siostra, brat, kuzynka i sąsiedzi" – mówi Radiu Kraków Agata Kaleta z sądeckiej Biblioteki Publicznej.
W ubiegłym roku na ponad 1700 wysłanych upomnień do biblioteki wróciło zaledwie 60% książek.
(Marta Tyka/ew)