Widok zaśmieconych brzegów Popradu nie jest niestety w Muszynie czymś rzadkim, bo sterty odpadów pojawiają sie tam za każdym razem, gdy mocniej popada. Jednak po ostatnich ulewach śmieci jest zdecydowanie więcej niż zazwyczaj, zwłaszcza w okolicach mostu Kościuszki.

Burmistrz Muszyny Jan Golba nie ma wątpliowości, skąd smieci pochodzą - jego zdaniem to odpady z dzikich wysypisk na Słowacji, których spora część ostatecznie trafia do jeziora Rożnowskiego: "Najważniejsza część tych śmieci płynie dalej. Słowacja nie uregulowała jeszcze problemu śmieci. Bardzo dużo dzikich wysypisk znajduje się przy dopływach Popradu. Kiedy wody wzbierają po dużych opadach, wszystko spływa do potoków i potem do Popradu. Później trzeba wywozic tony tych śmieci".

Co tanie nie jest - rocznie na wysprzatanie brzegów Popradu Muszyna wydaje około 100 tys. zł. Władze uzdrowiska liczą na to, że tym razem zarządca terenu, czyli Wody Polskie, pokryje część kosztów. Konrad Myślik, rzecznik spółki w Krakowie rozwiewa jednak nadzieje burmistrza, podkreślając że za porządek na terenie samorządu odpowiadają jego władze. W rozmowie z Radiem Kraków zaznacza też, że nie ma dowodów na to, by śmieci pochodziły ze Słowacji.

Tego jestem pewien, dlatego, po raz kolejny podjąłem próbę rozwiązania problemu - mówi Golba - podejmowaliśmy temat ze starostami i burmistrzami słowackimi. Przygotowujemy nawet pismo do rządu słowackiego, bo musimy to uregulować. Bardzo dobrze współpracuje się nam z gminami słowackimi w zakresie inwestycji i różnego rodzaju innych przedsięwzięć, a z tym problemem sobie nie poradziliśmy.

Mimo że Słowacy za każdym razem zapewniają, że zależy im na uregulowaniu tej kwestii, na deklaracjach się kończy. Koszt jednorazowego posprzątania brzegów Popradu, w zależnosci od tego, ile smieci rzeka przyniosła, może wynieść nawet ponad 40 tys. zł.

 

 

Joanna Porębska/RK.