Jaworów znajduje się nieco ponad 20 kilometrów od granicy. To w tej miejscowości znajdują się koszary wojskowe, a tuż obok bloki mieszkalne dla rodzin ukraińskich żołnierzy. Poligon, który został zbombardowany znajdował się natomiast nieco dalej – wyjaśniają Elena i Tatiana.
"Nie braliśmy wyjazdu pod uwagę. Choć wojna trwa już kilkanaście dni, to staraliśmy się żyć normalnie. W minioną niedzielę 30 rakiet spadło jednak na poligon woskowy w Jaworowie, kilka kilometrów od naszych domów. To było przerażające. Zdecydowałyśmy wówczas z koleżanką spakować dzieci i przyjechać do przyjaciół w Polsce" - mówią Ukrainki.
W blokach mieszkalnych w Jaworowie zostały głównie kobiety z dziećmi. Większość mężczyzn walczy na wschodzie m.in. mąż Tatiany. Mąż Eleny jest natomiast w okupowanym przez Rosjan Chersoniu. Gdy w niedzielę kobiety usłyszały alarm bombowy, najpierw ze wszystkimi sąsiadkami ukryły się w piwnicy. Później wszyscy musieli uciekać do wyznaczonego miejsca.
Kobiety zadzwoniły do przyjaciół z Nowego Sącza z pytaniem, czy pomogą im w Polsce. Odpowiedź była pozytywna. Kobiety z trójką nastoletnich dzieci zamieszkały w małym domu. Pomału aklimatyzują się w nowym środowisku. Jak jednak podkreślają obie panie liczą, że wkrótce wrócą do domu.
Niestety kobiety otrzymały wczoraj informację, że w Jaworowie od poniedziałku co kilka godzin rozbrzmiewają alarmy bombowe.