Była niezwykłą postacią. Bardzo serdeczna, życzliwa, koleżeńska, skromna. Traktowała niesłychanie poważnie sprawy sztuki i sceny. Umiała „dotrzeć” do innych i ich „otworzyć”, o czym najlepiej wiedzą Jej studenci, którzy dzięki temu, że tak bardzo w nich uwierzyła dziś są na scenie. Zawsze emanowało z niej niezwykłe ciepło, co nie jest tak oczywiste w środowisku operowym. Wielkie możliwości wokalne i ogromny talent aktorski nigdy nie przewróciły Jej w głowie. Była pięknym człowiekiem. Szkoda, że tak szybko zeszła ze sceny.

Wiadomość o śmierci Moniki Swarowskiej-Walawskiej poruszyła środowisko muzyczne Krakowa. Jej przyjaciele, uczniowie, współpracownicy wspominali Ją na FB. Tomasz Lida, dyrygent napisał: „Jeden z najpiękniejszych głosów spintowych, jakie słyszałem w życiu. Mogłaby śpiewać gamy a publiczność zabijałaby się za biletami. Niepokorna, dzika, emocjonalna, na scenie zespalała się z postacią do poziomu komórkowego. Potrafiła po zejściu w kulisy jeszcze przez jakiś czas rzucać k...wami w stronę scenicznego niewiernego kochanka, zanim wróciła do rzeczywistości. Pracowałem z Nią przy dwóch tytułach w krakowskiej operze, w ogień bym za nią skoczył”.

Bożena Zawiślak-Dolny, gwiazda Opery Krakowskiej stwierdziła w swoich postach: „Moje najpiękniejsze lata w Operze Krakowskiej to czas, kiedy Monika „powalała” swoimi kreacjami! (…) Aktorstwo, emocje i niepowtarzalna barwa głosu! Niektórzy krytycy na występach zagranicznych, jej barwę głosu porównywali do głosu Callas! A jaka urocza była jako Despina, tu pokazała w pełnej krasie swój talent komediowy, o czym niewiele osób i kolegów pamięta!”; „Wybitna śpiewaczka, cudowny ciepły człowiek! Jakie szczęście że Ją znałam, że dane mi było śpiewać z nią w wielu przedstawieniach, że byłam świadkiem jej scenicznych kreacji nasyconych emocjami i niepowtarzalną barwą i mocą Jej głosu! Halka, Tosca, Abigaile, Santuzza, Amelia w Balu maskowym, Łucja z Lammermoor, Micaela! To tylko część wspaniałych kreacji, które teraz przychodzą mi do głowy! Żegnaj Kochana Koleżanko”.

Renata Żełobowska-Orzechowska, pianistka podkreślała: „(…)cudowny głos sopranowy, który zbyt szybko zniknął z operowej sceny. Niezwykła barwa, blask...ogrom uczuć i emocji przekazywanych w każdej z interpretacji.” Zaś śpiewaczka Miranda Exner pisała: „Odeszła moja Maestra Monika Swarowska-Walawska jeden z najpiękniejszych sopranów naszych czasów, wspaniały dobry Człowiek i znakomity Pedagog”.

Monika Swarowska-Walawska do śpiewu dotarła przez fortepian. Bo to na tym instrumencie rozpoczęła naukę muzyki. Pewnie byłaby pianistką, gdyby nie to, że pewnego dnia na lekcji usłyszała w radio, jak Bogna Sokorska śpiewa „Odgłosy wiosny” Straussa. Po latach o tym powiedziała, że zachwyciła ją nie tylko ta muzyka lecz mistrzostwo wykonania. Choć nie myślała wówczas jeszcze o śpiewaniu, to jednak jako przedmiot dodatkowy w szkole muzycznej wybrała właśnie śpiew solowy u Heleny Styczeń. Później zdobyła III nagrodę na Konkursie Wokalnym im. Jana Kiepury w Krynicy za pieśń artystyczną w kategorii dla amatorów. Tu warto przypomnieć, że wówczas jedną z nagród w tym konkursie była możliwość dostania się bez egzaminów na Akademię Muzyczną. Ale jak się okazało w krakowskiej AM nie honorowano tej nagrody i musiała zdać egzaminy. Dostała się do klasy Adama Szybowskiego, barytona, artysty krakowskiego. U niego też zrobiła dyplom. I tak to się zaczęło.

Do Opery Krakowskiej przyjęła ją w 1983 roku Ewa Michnik. Na przesłuchaniu zaśpiewała arię Lizy z „Damy pikowej” i arię Toski. Jej debiutem na krakowskiej scenie miała być właśnie „Tosca”, którą wówczas przygotowywała Ewa Michnik. Ale rozchorowała się i nie zaśpiewała premiery. Mówiła później: „czasem w życiu, jak nam na czymś zależy, pojawiają się nieprzewidziane trudności”. Zadebiutowała Halką, a później była wymarzona Tosca i wiele innych ról. Do tych najważniejszych zaliczyć można m.in. partie: Tatianę w „Eugeniuszu Onieginie” Czajkowskiego, Abigail w „Nabucco” i Amelii w „Balu maskowym” Verdiego, Łucji w „Łucji z Lammermoor” i Noriny w „Don Pasquale” Donizettiego, Mimi w „Cyganerii” Pucciniego, Santuzzy w „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego, Senty w „Holendrze tułaczu” Wagnera, Micaëli w „Carmen” Bizeta. Pamiętam większość z tych kreacji, były niezwykłe…

Śpiewała w Polsce i zagranicą, m.in. w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Francji, Belgii, Luksemburgu, Hiszpanii, Włoszech, Holandii, Danii i USA. Nie skupiała się jedynie na operze. Miała w gotowości rozległy repertuarem oratoryjno-kantatowy, pieśniarski i operetkowy. Nagrywała dla radia i telewizji. Świetnie realizowała się jako pedagog Akademii Muzycznej w Krakowie, gdzie pracowała od 1987 roku; przeszła przez stopnie naukowe i zostając prof. dr habilitowanym.

Tym, którzy Ją znali tylko ze sceny trudno uwierzyć, że tak naprawdę była nieśmiała. Pamiętam jak opowiadała mi, że będąc na studiach zatrudniła się w chórze, bo chciała zobaczyć jak wygląda praca na scenie z punktu widzenia artysty z ostatniego rzędu w chórze. Chciała też z bezpiecznej odległości przyjrzeć się solistom. Ale ponieważ jej głos nie nadawał się do chóru, gdyż zbyt mocno się odróżniał, więc szybko musiała z tej pracy zrezygnować.

Miała dystans do świata. Może właśnie dlatego, że miała liczną rodzinę: pięcioro dzieci, z czego trójkę urodziła będąc jeszcze na studiach. „Rodzina jest największą wartością życia, gdybym mogła jeszcze raz wybierać między karierą i rodziną, nie wahałabym się ani chwili. Wybrałabym rodzinę” – mówiła kilkanaście lat temu na spotkaniu z fanami opery w Teatrze Słowackiego. Starała się żyć normalnie, choć pogodzenie zwykłego rodzinnego życia ze sceną bywa karkołomne.

Należała do wrażliwców. To wspaniała cecha na scenie: przez to Jej postacie były prawdziwe, wzruszające, targane emocjami a przez to publiczność chłonęła taki spektakl jak w transie. Ale to trudna cecha w życiu, powoduje brak dystansu do postaci, spalanie się, nieumiejętność szybkiego wyjścia z roli i przeżywanie emocji ze sceny na długo po skończeniu spektaklu. Czasem płaci się za to wielką cenę, cenę zdrowia.

Była świetnym obserwatorem życia. Pamiętam jak opowiadała mi o przesądach w teatrze. Mówiła: „Scena, zwłaszcza operowa, sprzyja przesądom. Jest ich wiele; np. nie wolno być zaszywanym w kostiumie przed wyjściem na scenę. A jeżeli kostium się rozerwie i garderobiana musi coś przyszyć, to trzeba na czas szycia trzymać tę samą nitkę w zębach. Te przesądy na ogół się nie sprawdzają. Niemniej dodają one teatrowi magii, a dla nas, aktorów, stają się dodatkową zabawą. Pomagają nam przetrwać ogromne emocje związane z premierami i z kolejnymi spektaklami.“

Wraz z Jej śmiercią kultura polska została osierocona. „Nie wszystek umrę” pisał Horacy. Miał rację. Po Monice Swarowskiej-Walawskiej zostają nagrania, wspomnienia i uczniowie, którzy organizują się i chcą dla swojej Maestry zrobić koncert.

Nie umierają Ci, którzy zostają w naszej pamięci. A my pamiętamy!

*

Pogrzeb Moniki Swarowskiej-Walawskiej odbędzie się w Krakowie, w najbliższy poniedziałek 24 sierpnia o godzinie 13.40 na Cmentarzu Batowickim, w Nowej Kaplicy (ul. Powstańców 48).