Poprzedzające dzisiejszy finał festiwalowe wieczory przyniosły muzyczną różnorodność - dwa chóry, muzykę baroku z wybitnymi solistami i rewelacyjny, hiszpański kwintet instrumentów dętych.
W poniedziałek słuchaliśmy łabędziego śpiewu Chóru Polskiego Radia, najwybitniejszego polskiego chóru, zlikwidowanego z powodu braku pieniędzy. Czy jest szansa na przetrwanie zespołu? Odpowiedź na to pytanie znajdzie się w poniedziałkowym Kole Kultury pod koniec września.

Wczoraj słuchaliśmy chóru, wprawdzie amatorskiego, ale odnoszącego wiele sukcesów i występującego na najważniejszych festiwalach, wielokrotnie nagradzanego. To Pueri Cantores Sancti Nicolai - Honorowy Ambasador Królewsko-Górniczego Miasta Bochni, założony i od lat prowadzony przez człowieka pozytywnie nawiedzonego - jak ks.Stanisława Adamczyka nazwał dyrektor artystyczny festiwalu Stanisław Gałoński.

Wtorkowy wieczór przyciagnął słuchaczy nazwiskami solistów - skrzypaczki Kai Danczowskiej, klawesynistki Elżbiety Stefańskiej, flecisty Michaela Martina Koflera i oboisty Arkadiusza Krupy. Towarzyszyla im orkiestra festiwalowa, złożona w większości z muzyków wyrzuconych z Capelli Cracoviensis. Tu też - podobnie jak z Chórem Polskiego Radia - jest szansa, że zespół odrodzi się w nieco zmienionej formie i pod nową nazwą.

W środę na dziedzińcu Collegium Nowodworskiego zagrał Spanish Brass Luur Metalls. Ten kwintet instrumentów dętych wystapił już podczas festiwalu 15 lat temu - został wówczas wspaniale przyjęty przez krakowską publiczność, bo muzycy nie tylko rewelacyjnie grali, ale zaprezentowali prawdziwe show. Teraz, 15 lat starsi, ale z takim samym temperamentem, spontanicznością i poczuciem humoru bawili słuchaczy muzyką poważną, jazzową, rozrywkową, filmową. Koncert uroczo i dowcipnie prowadził trębacz Carlos Beneto. Opowiadał nie tylko o granych utworach, ale o swojej przyjaźni z drugim trębaczem zespołu, z którym miał wspólnych nauczycieli, szkoły, orkiestry a wspólnych nie mieli jedynie dziewczyn. To nie był jedyny zabawny akcent tego wieczoru - w takt bachowskiej Toccaty niezwykle rytmicznie krakały kawki a całym koncertem, z pierwszego rzędu, niestrudzenie dyrygował - zafascynowany muzyką - mały chłopczyk.

Równie śmiesznie / chociaż, czy wchodzenie na koncert z włączonym telefonem jest śmieszne? / było podczas występu Zespołu Instrumentów Dętych na dziedzińcu Collegium Maius, gdy Gran Partitę Mozarta przerwał radosny śpiew " tę pszczółkę, którą tu widzicie zowią Mają". Freudowską pomyłkę popełnił Aleksander Małkiewicz, kiedy zapowiadając występ Sinfonietty Cracovii pod batutą Roberta Kabary, nazwał zespół Sinfoniettą Kabarą. Równie zabawna była starsza pani, smacznie śpiąca w pierwszej ławce kościoła św. Katarzyny - tuż przed szalejącymi perkusistami z Haba Percussion Group.

Za nami dwa tygodnie znakomitych koncertów. Czy za rok miasto znajdzie pieniądze na 38 festiwal Muzyka w Starym Krakowie? To już niestety całkiem inna historia.

Beata Penderecka