Na początek mały wyrzut do reżysera, że strasznie się denerwowałam głównym bohaterem. Co on właściwie robi?

Ale czy to źle?

To bardzo dobrze, od pierwszych minut przeżywamy jego historię.

Ja też lubię się denerwować z głównym bohaterem. Ale my trochę tak ustawiliśmy ten film, że tę historię oglądamy właśnie z jego perspektywy. Inną perspektywę mamy dopiero pod koniec, gdy oglądamy nagrania zrobione przez tę najmłodszą członkinię rodziny.

A co on robi? Nie wiem, czy powinienem spojlerować, bo film jest w kinach i będzie do świąt. On pracuje fizycznie za granicą i przyjeżdża do domu rodzinnego i w związku z tym, że jego dziewczyna spodziewa się dziecka, ma taki plan, żeby założyć rodzinę za granicą. Ale potrzebuje wsparcia rodziny, chodzi o kwestie finansowe i w trakcie wigilijnej kolacji, gdy chce im powiedzieć o dziecku i planach, trochę się zdziwi...

Główny bohater - Adam próbuje odciąć się od błędów swoich rodziców, swojej rodziny, ale mam wrażenie, że nie chroni go to przed...

On jest taki sam, jak oni. Tylko szumnie mówi, że jest inny, ale jesteś trochę tym, z czego wyrosłeś i jeśli chcesz się odciąć, może to być trudne. Nasz bohater ostatecznie to robi, ale to jest dla niego trudne. Ten film dla mnie jest o dojrzewaniu. Taka była moja nadrzędna idea, żeby pokazać chłopaka, który chce się zmierzyć ze swoją tradycją i rodziną. I skonfrontować nie jako najstarszy syn, ale jako dorosły, ukonstytuowany w życiu facet. I nie jest to takie proste, dlatego te wigilijne rodzinne spotkania są takie trudne. Bo tam zawsze jesteśmy w różnych funkcjach. Ja zawsze jestem tym najstarszym synem, bo nim po prostu jestem.

Rozmawiamy dziś przy okazji drugiej fali zainteresowania tym filmem. Pierwsza fala przy okazji gdyńskiego sukcesu, druga przy okazji premiery. Podejrzewam, że jednym z najczęściej zadawanych pytań jest pytanie, dlaczego z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. A ja wyczytałam gdzieś, że chciałeś opowiedzieć o tym, dlaczego jednak stajemy przed tym obiektywem.

Zgadza się. Wydaje mi się, że temat rodziny jest istotny dla nas, Polaków. Czytałem badanie Głównego Urzędu Statystycznego, że 68 procent Polaków na pierwszym miejscu w kategorii rzeczy najważniejszych stawia właśnie rodzinę, na drugim zdrowie, a na trzecim miłość i sukces - powodzenie finansowe. Ja pochodzę z dużej rodziny, mam pięcioro rodzeństwa i pomyślałem sobie, że jeżeli robić debiut, to trzeba opowiedzieć o czymś, co się zna. A ja się na tym znam, bo właśnie tak spędzam święta. Od wielu lat nie potrafię zrozumieć tego mechanizmu, tej więzi, która łączy ludzi – członków jednej rodziny. Bo niezależnie od tego, co nas dzieli, w sytuacjach kryzysowych natychmiast następuje zjednoczenie. Dla mnie to rodzaj więzi metafizycznej i dlatego do tych zdjęć stajemy. Chcemy się identyfikować jako członkowie zbiorowości. Chcemy, żeby obiektyw nas zarejestrował jako jej członków. Chcemy potem patrzeć na to zdjęcie i zastanawiać się „po kim ja mam ten nos?”. Ja na przykład jestem dokładnym miksem moich dwóch dziadków, jakby pominięto jedno pokolenie. A to są szaleńcy, więc muszę się pilnować, żeby nie być taki jak oni. Chcę być inny, choć na pewno jestem trochę jak oni.

Ale mówimy o charakterze czy o wyglądzie?

Wyglądu sobie nie wybieramy. Chociaż teraz już można. Widziałem taki śmieszny plakat jakiejś amerykańskiej komedii, gdzie są same kobiety. Jest Susan Sarandon, Mila Kunis... One chyba wszystkie robiły twarze u tego samego chirurga plastycznego, bo wszystkie wyglądają, jakby miały tę samą maskę pośmiertną i ciężko odróżnić która jest która. Chyba tylko po dodatkach.

To trochę tak, jak z aktorami.

Na szczęście nie z polskimi, bo są wyraziści, ale z amerykańskimi pewnie już tak. Ale Bruce Willis jest tylko jeden.

Dawid Ogrodnik też!

Tomek Ziętek jest do niego podobny! I żeby się o tym przekonać zapraszam na film. Ale oczywiście Dawid jest tylko jeden i uważam że w filmie zrobił wyjątkową rolę. Bardzo ją lubię. Ja mój film oglądałem dopiero dwa razy w takim rozumieniu, jak ja to nazywam oglądaniem. To znaczy oglądać bez zwracania uwagi na detale. Pierwszy raz było to przed Gdynią, gdy robiliśmy kopie festiwalowe, a po Gdyni trzeba było jeszcze zrobić kopie do kin, bo one mają inne parametry techniczne i wtedy oglądałem drugi raz. I wtedy pomyślałem, że ja bym tego tak nie zagrał, że wierzę temu facetowi i lubię go. Zaczynałem z pewną ostrożnością, bo nie wiem, czy ma dobre intencje czy złe. W trakcie go rozumiem, a na koniec współczuję. To chyba dobra droga dla bohatera.

Z perspektywy widza mogę powiedzieć, że mam podobne wrażenia. To jest film duszny i klaustrofobiczny, ale też bardzo aktorski. Gratuluję i mam nadzieję, że klątwa Gdyni cię nie dopadnie.

Pracujemy nad nowymi rzeczami. Nie wiem jak to powiedzieć... Gdyby ta nagroda i sukces były celem samym w sobie, to pewnie teraz siedziałbym i zastanawiał, co dalej. Ale ja po prostu chciałem opowiedzieć wiarygodną historię i bardzo się cieszę, że widzowie się w tej historii przejrzeli i odnaleźli. To mnie cieszy najbardziej, że ludzie mówią, że nie żałują, że warto. Mamy dużą oglądalność, to mnie cieszy.

Dziękuję za rozmowę.

 

Czytaj też: Urszula Wolak poleca: „Cicha noc”