Ten film był przebojem festiwali w Cannes, Locarno i Montrealu, a także tegorocznej odsłony warszawskiej Wiosny Filmowej. A wszystko za sprawą dość bulwersujących treści, niekonwencjonalnej formy oraz aktorskiej i reżyserskiej perfekcji. „Pycha” Lionela Baiera to bowiem kolejna na ekranach naszych kin – po „Moich córkach krowach” Kingi Dębskiej – opowieść o nieuchronności śmierci, przedstawiona w pogodny – co nie znaczy, że nie pogłębiony – sposób, zawierająca dużą dawkę pozytywnej, życiowej energii.

David Miller jest architektem. Architektem była także jego ukochana, niestety już nieżyjąca żona. Byli dobrym małżeństwem. Razem żyli i pracowali. Teraz David odwiedza po latach jeden z przydrożnych moteli, który na początku swej zawodowej drogi razem zaprojektowali. Odwiedza go, by w nim… odejść. Nie widzi żadnego sensu dalszej egzystencji. Żona nie żyje, z synem – za którym nigdy nie przepadał – nie ma żadnego kontaktu, no i dowiedział się, że ma raka. Nie zamierza walczyć z chorobą, woli odejść bezboleśnie, kiedy nie jest jeszcze w najgorszej formie. Wszystko dokładnie zaplanował, wybrał miejsce i czas, a także firmę, której wyspecjalizowana pracownica dokona dyskretnie i z klasą zamówionej eutanazji. Ale często, jak to w takich sytuacjach bywa, gdy wszystko zapięte jest na ostatni guzik, coś zaczyna się sypać. Spotkanie z Esperanzą, kobietą równie doświadczoną życiowo jak on, która ma mu pomóc odejść z tego świata, a także niespodziewanym motelowym sąsiadem – sympatycznym rosyjskim chłopakiem uprawiającym na czarno prostytucję, by utrzymać kochającą żonę i dwójkę dzieci – powoduje, że David zaczyna inaczej spoglądać na swą egzystencję, a także otaczającą rzeczywistość. Przypomina się znany tekst Agnieszki Osieckiej: „A gdy się zejdą, raz i drugi, kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością, bardzo się męczą, męczą przez czas długi…”. A dokładnie przez całą noc, która miała być dla mężczyzny ostatnią…

„Pycha” to aktorski koncert. W Davida wcielił się nieznany u nas Patrick Lapp, w Trepleva, motelowego sąsiada, również „nowa twarz” – Ivan Georgiev, zaś Esperanzę zagrała jedna z najbardziej ulubionych aktorek Pedro Almodóvara – Carmen Maura. To w dużej mierze dzięki ich kreacjom, a także reżyserskiej inwencji, tę skromną – utrzymaną w trzech klasycznych jednościach: miejsca, czasu i akcji – kameralną opowieść o sprawach trudnych i kontrowersyjnych (eutanazja) ogląda się lekko, ale i z przejęciem.

Jerzy Armata 

 

PIĄTKOWA REKOMENDACJA FILMOWA

„Pycha”

Reż. Lionel Baier

Prod. Francja/Szwajcaria 2015