„Płynące wieżowce”
Reż. Tomasz Wasilewski
Prod. Polska 2013
Tomasz Wasilewski zadebiutował w roku ubiegłym filmem „W sypialni”, impresyjną opowieścią o uczuciach, a właściwie ich braku i zarazem – naglącej potrzebie. Objechał z nim niemal cały świat, budząc powszechne zainteresowanie, ale i kontrowersje dość niekonwencjonalną, mozaikową formą (nagrody w Mannheim, Paryżu, Toronto). Film najnowszy bardziej trzyma się reguł tradycyjnej dramaturgii. Jego bohaterem jest dwudziestoparoletni chłopak, mieszkający razem z matką i dziewczyną. Wszystko ma poukładane, w zasadzie życie biegnie mu bez specjalnych problemów. Studiuje na AWF-ie, ponadto trenuje – z nie najgorszym skutkiem – pływanie, z dziewczyną łączy go szczere uczucie, matka wprawdzie wtrąca się, ale niegroźnie. Nagle wszystko zmienia się diametralnie. Na imprezie Kuba poznaje Michała. I zakochuje się w nim bez pamięci…
Film Wasilewskiego utrzymany jest w poetyce melodramatu. To historia zakochanego człowieka, który pozostając w związku, zakochuje się w kimś innym, w zasadzie nie odrzucając poprzedniego uczucia. Ponadto to opowieść o nieoczekiwanym odkrywaniu w sobie homoseksualizmu. Ten wątek zbliża film Wasilewskiego do słynnego dzieła Anga Lee „Tajemnica Brokeback Mountain”, przejmującego melodramatu gejowskiego, rozgrywającego się w westernowym entourage’u, czy – wyświetlanej przed kilkoma tygodniami na ekranach naszych kin – niemieckiej „Siły przyciągania” Stephana Lacanta. Tam życie zawodowe i rodzinne głównego bohatera wydawało się dobrze poukładane. I nagle pewnego dnia dopadło go niespodziewanie nowe uczucie, które szybko przerodziło się w namiętność. Do tej pory misternie budowana stabilizacja zaczęła walić się w gruzy…
„Mój film nie jest gejowski. Oczywiście, to istotny wątek i wpływa na bohaterów, ale nie jest jedyną sprawą, która determinuje wydarzenia fabularne. Nie miłość homoseksualna, a po prostu miłość. Dla mnie taki odbiór to pewne spłycenie” – wyznaje Wasilewski.
Jerzy Armata