„Chevalier”

Reż. Athina Rachel Tsangari

Prod. Grecja 2015

Najnowszy film Athiny Rachel Tsangari, autorki głośnego „Attenberga” (2010), czołowej – obok Giorgiosa Lanthimosa („Kły”, „Alpy”, „Lobster”) – przedstawicielki nowej greckiej fali, jest opowieścią konsekwentnie przestrzegającą trzech klasycznych jedności – miejsca, czasu i akcji. Oto szóstka mężczyzn odbywa kilkudniowy rejs po Morzu Egejskim. Można domniemywać, że są dobrze sytuowani, wszak stać ich było na wynajęcie luksusowego jachtu. Są dość inteligentni, kulturalni i sympatyczni, poza drobnymi wyskokami – ale, kto ich nie ma – robią korzystne wrażenie. Nieco znudzeni monotonią rejsu wymyślają zabawę, której zwycięzca otrzyma pierścień tytułowego Chevaliera. Jak średniowieczni rycerze będą walczyć o miano najlepszego. Opracowują bardzo pojemny regulamin gry, który – nawiasem mówiąc – niektórzy będą próbowali naruszyć poprzez drobne kłamstewka, oszustwa, donosy… A oceniane ma być wszystko – fizyczna sprawność, wygląd zewnętrzny, stan zdrowia (z poziomem cukru i cholesterolu na czele), ogólna sprawność, reagowanie na nieprzewidziane sytuacje, nawet wybór dzwonka w telefonie komórkowym. Każdy ocenia każdego. Chodzi o to, by wybrać tego „najlepszego we wszystkim”. Czy rzeczywiście najlepszego we wszystkim? Czy najlepiej potrafiącego przystosować się do oczekiwanych od niego zachowań i asymilującego się w otaczającej go – często opresyjnej – rzeczywistości?

Film Tsangari ma formę przypowieści, trochę w nim zgrywy i przymrużenia oka, ale po jego obejrzeniu pozostaje w głowie także – może nie odkrywcza, ale ważna refleksja. Wprawdzie „nikt nie jest doskonały”, jak przekonał nas o tym już Billy Wilder w „Pół żartem, pół serio”, ale warto się starać, pierścień Chevaliera to cenne trofeum. Chodzi jednak o to, by w tych staraniach „żart” nie zdominował „serio”. Pół żartem, pół serio to – w życiowej recepcie – dobra proporcja.

 

 

 

Jerzy Armata