- Spożywanie alkoholu w miejscach pulicznych kończyłoby się w przypadku osób bezdomnych nadużyciem. Mogłoby dojść do konliktów. Jestem na nie. Jeżeli innym to nie przeszkadza to dlaczego nie? Ja jestem na nie. Raczej sok, woda i zabawa, nie alkohol. Jakby ludzie mieli hamulce wewnętrzne to taka ustawa mogłaby być - mówią krakowianie.
Wojciech Krzysztonek z Platformy Obywatelskiej zapewnia, że kultura picia w Polsce póki co nie pozwala na liberalizację przepisów. "Z kulturą picia nie jest u nas najlepiej i tego się obawiam" - mówi. "Wiadomo, że alkohol jest dla ludzi, natomiast wyznaczenie takich miejsc kłóciłoby się z interesem osób, które w rodzinny i bardziej spokojniejszy sposób chcą spedzać swój czas".
Z kolei Michał Drewnicki z klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości przekonuje, że w mieście brakuje miejsc, gdzie w kulturalny sposób, na betonie można by się w lecie napić piwa. "Mogłoby być takie jedno miejsce w Krakowie na obszarze 200 metrów długości" - dodaje Drewnicki.
Bogusław Kośmider, partyjny kolega Krzysztonka i przewodniczący Rady Miasta, wierzy w rozsądek krakowian, a także rosnącą kulturę picia. Jak powiedział naszemu reporterowi - pomysł liberalizacji lokalnego prawa wart jest konsultacji społecznych.
Tej poprawy obyczajów w narodzie nie dostrzega Łukasz Wantuch, radny Przyjaznego Krakowa, który w dosadny sposób sprzeciwia się łagodzeniu przepisów. "Nie chcę, żeby w miejscu publicznym były watahy osób, które piją alkohol, a później krzyczą, biją się i oddają mocz tam, gdzie nie powinny. Może ktoś się na mnie obrazi za to, ale niestety taka jest prawda. Jak mamy pić, róbmy to w pubach lub knajpach, a nie w miejscu publicznym, bo doprowadzi to do dantejskich scen" - twierdzi Wantuch.
Wprowadzenie warszawskich rozwiązań wydaje się mało prawdopodobne. W związku z nowymi regulacjami dotyczącymi sprzedaży alkoholu, trzynaście rad dzielnic opowiedziało się za ograniczeniem nocnego handlu alkoholem w sklepach całodobowych.
(Jakub Kusy/ko)