Upały na szpitalnych oddziałach. W niektórych małych salach zabiegowych w jednym z krakowskich szpitali temperatury sięgały 28 stopni Celsjusza. W takich warunkach niektóre leki muszą być wynoszone do innych, chłodniejszych pomieszczeń. "Gorąco jest w dyżurkach i na oddziałach, w miejscach gdzie przebywaja chorzy. A na salach dla pacjentów nie ma termometrów" - mówi Grzegorz Siwek, anestezjolog, który pracuje w jednym z krakowskich szpitali. To on postanowił zmierzyć temperaturę w sali zabiegowej. "Trzeba powiedzieć stop. Jest dopiero czerwiec. czekają nas jeszcze dwa letnie miesiace" - dodaje.
Sprawa została skierowana do Narodowego Funduszu Zdrowia i sanepidu. Obie instytucje zaapelowały do dyrektorów szpitali o poprawienie komfortu na szpitalnych salach. "Wysłaliśmy pismo do dyrektorów szpitali z prośbą o zapewnienie pacjentom i personelowi warunków adekwatnych do panującyh upałów" - informuje Jacek Żak z małopolskiego sanepidu i dodaje, że oczywiście sytuacja będzie monitorowana. "Jeśli dojdzie do jakichś sytuacji kryzysowych, będziemy podejmowac kontrole" - zapewnia. Rzeczniczka małopolskiego oddziału NFZ-u Alekrandra Kwiecień deklaruje, że pracownicy Funduszu będą się kontaktować z władzami szpitala i przypominać o konieczności zapewnienia pacjentom komfortowych warunków.
Nie ma przepisów, które regulowałyby, jaka temperatura powinna być utrzymywana w salach, gdzie przebywają pacjenci. Nie ma też obowiązku montowania w każdej sali klimatyzatora.
tg