Dbanie o zieleń w Krakowie nie jest łatwe - przyznaje dyrektor krakowskiego Zarządu Zieleni Miejskiej Piotr Kempf: "Problemy jakie spotykamy na co dzień, zwłaszcza jeśli chodzi o nowe nasadzenia, można podzielić na dwie grupy. Jedna grupa to są takie typowe akty wandalizmu czyli po prostu usunięcie, ucięcie, połamanie drzewa, które po prostu już do niczego się nie nadaje i trzeba go usunąć. Natomiast druga grupa to są straty spowodowane przez osoby, które bardzo chętnie uzupełniają swoje ogródki lub sprzedają później te sadzonki na placu. Na przykład przy kościele Świętego Idziego mamy takie duże nasadzenia gdzie jest bardzo dużo cisów. No i regularnie te sadzonki giną. My je uzupełniamy, one znowu giną i wygląda to bardzo źle. Ten projekt jest ciągle niedokończony. Przez usunięcie kilku drzew to nie wygląda tak jak być powinno. Zakładam, że ktoś zabiera je do ogródka lub sprzedaje, więc jeśli tak to przynajmniej szkoda jest troszkę mniejsza, no bo przynajmniej to drzewo będzie gdzieś - mam nadzieję - będzie gdzieś w w Krakowie przynajmniej rosło w ogródku prywatnym, natomiast ta pierwsza grupa to zwykły wandalizm i niszczenie tak naprawdę naszego wspólnego mienia".
A jakie przypadki najbardziej spektakularne zdarzyły się w ostatnim roku ? "W okolicach ronda Matecznego ktoś uszkodził dwie brzozy, duże brzozy, które po prostu naciął do połowy średnicy i trzeba je było usunąć ze względu na to, że po pierwsze nie miały szans na przeżycie, a po drugie stanowiły zagrożenie dla mieszkańców gdyby się wywróciły. Drzewo - osłabione - podcięte do połowy wcześniej czy później na pewno się wywróci. Drugi tajki przypadek to w ostatnim czasie na ulicy Krowoderskiej ktoś usunął całkowicie drzewo o średnicy około 40 cm, to jest drzewo wymiarami odpowiadające tym drzewom, które sadziliśmy na Rajskiej. Więc to naprawdę duże drzewo, na które trzeba by było czekać dobrych 15-20 lat, żeby osiągnęło takie rozmiary. Koszt takiego drzewa - tej wielkości - to jest kilkqa tysięcy złotych za sztukę. W Parku Tysiąclecia, gdzie brzozy które były posadzone przy okazji Dni Ziemi, zostały połamane. Wiemy, że brzozy nie cieszą się zbyt dużą popularnością wśród mieszkańców i nie są oni zadowoleni z tego że je sadzimy. Będziemy od tego odchodzić, będą pojawiały się tylko w miejscach dużo bardziej odległych od mieszkań niż w tej chwili. Zdajemy sobie sprawę z pylenia, problemów z alergią, ale to nie jest rozwiązanie niszczyć te drzewa. Dlatego rozmawialiśmy z mieszkańcami w okolicach Parku Tysiąclecia, którzy byli niezadowoleni z tym brzóz i umówiliśmy się z nimi, że gdy będzie jesienna akcja sadzenia wykonawca przesadzi te drzewa. Jeśli mieszkańcy są niezadowoleni czy nie podobają im się te nasadzenia, które zostały wykonane przez nas - nie ma najmniejszego problemu. Niech to zgłoszą do nas, niech zgłoszą do rady dzielnicy, będziemy szukać rozwiązania takiego, żeby byli zadowoleni. Natomiast niszczenie do niczego nie prowadzi, tylko tracimy pieniądze, tak naprawdę nasze wspólne. My nie mamy innych pieniędzy niż tak naprawdę wspólne. Szkoda tych pieniędzy, a giną nie tylko drzewa, ale znikają także tabliczki, które są przy tych drzewach, przy donicach. Na Rondzie Kocmyrzowskim, gdzie były posadzone sosny, kosówki oraz kwiaty wiele sadzonek ginęło, więc wspólnie z inicjatorami akcji postawiliśmy tabliczki informujące o tym, żeby wyrywać dziewczyny, a nie kwiaty. Niestety i rośliny i tabliczki cieszą się dużym powodzeniem... bo zniknęły tabliczki i część roślin. Tak na szybko przeliczyłem w głowie że to strata rzędu kilkunastu tysięcy złotych jak nie więcej. To na pewno nie są małe kwoty. Licząc same sadzonki cisów, które mieliśmy przy kościele Świętego Idziego to jedna sztuka też kosztuje około 70- 80 zł, a ginie regularnie po kilkanaście sztuk więc na pewno ta kwota którą byśmy zebrali w ciągu całego roku wynosi kilkanaście do kilkudziesięciu tysięcy zł.
Stąd też apel do mieszkańcow, by reagować gdy widzimy, że ktoś niszczy czy że ktoś kradnie sadzonki i zgłaszać to do straży miejskiej.
Bartek Grzankowski/RK