Gościem Jacka Bańki był profesor Roman Nowobilski, kierownik Zakładu Rehabilitacji w Chorobach Wewnętrznych Kolegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Panie profesorze, polscy paraolimpijczycy zdobyli w Paryżu więcej medali od sportowców, którym kibicowaliśmy w sierpniu. Czy można z tego wyciągać szersze wnioski dotyczące przygotowań paraolimpijczyków, czy szeroko rozumianego zaplecza medyczno-rehabilitacyjnego?
Myślę, że pewne porównania czynić można, ale nie wprost. Jesteśmy w paraolimpiadzie paryskiej przed Belgią, Turcją, Meksykiem, Węgrami, Słowacją czy Grecją, ale jest też trochę krajów przed nami. Myślę jednak, że w aspekcie sportowym, społecznym i medycznym, miejsce czy poziom tej paraolimpiady w krajowym wydaniu świadczy też o rozwoju danego państwa.
Panie profesorze, na marginesie dobrych wyników polskich paraolimpijczyków, słyszeliśmy od przedstawicieli Ministerstwa Sportu i Turystyki zapewnienia, że Polska coraz częściej staje się celem turystyki rehabilitacyjnej. Co mamy do zaoferowania?
Mamy do zaoferowania dobry model postrzegania rehabilitacji i fizjoterapii. Mówię to jako członek Krajowej Izby Fizjoterapeutów i jej Rady Naukowej i Rady Interdyscyplinarnej. Mamy mocny model europejski, a nawet powiedziałbym, że dobry na arenie międzynarodowej, patrząc na, chociażby Australię, czy na Wyspy Brytyjskie, w sensie całej struktury oferty, również współdziałania w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia i poza nim. Mamy dość nowoczesne spojrzenie na problem rehabilitacji i fizjoterapii. Jesteśmy bardzo dobrym przykładem europejskim jeśli chodzi o diagnostykę fizjoterapeutyczną. To są konkretnie opisane procedury i podejście, które myśmy przyjęli dość szybko, zrobiła to Krajowa Rada Fizjoterapii. Chodzi o ocenę stanu pacjenta poprzez jego stan funkcjonalny, czyli nie tylko jak poprawił się zakres ruchu, jak zmniejszyły się dolegliwości bólowe, ale jak przełożyło się to na codzienne funkcjonowanie.
Sektor prywatnych praktyk rehabilitacyjnych i fizjoterapeutycznych rośnie w siłę
Pan mówi o czymś, co moglibyśmy określić terminem know-how. A infrastrukturalnie, gdzie jesteśmy, biorąc pod uwagę rehabilitację?
Infrastrukturalnie mamy do zrobienia sporo. Sektor Narodowego Funduszu wymaga pewnych zmian, myślę tu o tych działaniach na poziomie szpitali, na poziomie przychodni, ale też w lecznictwie sanatoryjnym, czy uzdrowiskowym, który wcale nie otrzymuje małych pieniędzy. Powiem coś niepopularnego, ja dałbym te pieniądze mniejszej grupie osób leczących się w uzdrowiskach i sanatoriach, ale tym najbardziej potrzebujących. Bylibyśmy wtedy jeszcze bardziej efektywni. Powiem to wyraźnie - w Polsce rozwija się i bardzo mocno wspiera wydolność systemu praktyk prywatnych rehabilitacyjnych i fizjoterapeutycznych. To nie jest reklama tego sektora, to jest fakt.
Turystyka rehabilitacyjna - kto przyjeżdża do Małopolski?
A jakie miejsce w turystyce rehabilitacyjnej zajmuje Kraków i jego zaplecze medyczno-rehabilitacyjne?
Porównałbym Kraków do miejscowości nadmorskich, do Świnoujścia, Kołobrzegu, gdzie mamy dość duży napływ turystyki leczniczej z Niemiec. Biorąc pod uwagę Kraków, poza turystyką niemiecką, choć mniejszą, mamy anglosaską, brytyjską. To jest sektor podstawowy, są osoby konkretnie przyjeżdżające do Polski na leczenie. Drugim obszarem napływowym jest Austria, kraje germańskie. Część osób o korzeniach polskich, ale nie tylko. Model przyjazdu do Polski, by odbywać tutaj działania usprawniające, jest modelem trwającym w tym kierunku od lat, ale teraz też ewidentnie wzmocniony.
Czego oczekuje współczesny pacjent
Czy możemy wskazywać konkretne grupy pacjentów, które wybierają Polskę jako miejsce rehabilitacji?
To jest wiek wczesno i późno senioralny, z reguły to osoby po 50 roku życia. Częściej są to kobiety niż mężczyźni, ale jeśli to jest napływ z krajów germańskich, są to często pary, przyjeżdżające na turnusy rehabilitacyjne. Zaplecze jest dość duże. Gdybyśmy wzięli Wieliczkę, wyjątkowość komór, leczenie górnych, dolnych dróg oddechowych. Tutaj mamy sektor napływowy bardzo duży, łącznie z Francją, Stanami Zjednoczonymi. To jest taka perła, ale bardzo dobrze funkcjonująca i oczywiście pacjenci poza segmentem rehabilitacyjnym otrzymują pobyty w komorach, programy edukacji. Współczesny pacjent chce skorzystać kompleksowo z pobytu. Szczawnica, Krościenko, Zakopane -to są miejsca, do których pacjenci docierają w odpowiedzi na turystykę przyjazdową. W Jaroszowcu dyrektor Grzesik robi wspaniałą rzecz na gruncie terapii oddechowej, czy ogólnousprawniającej.
Wracając do paraolimpijczyków, mamy słynnego medalistę szermierza na wózku, który jednocześnie walczy z nowotworem, mamy jednonogiego skoczka wzwyż, który konkurował z zawodnikami używającymi protez, jest Amerykanka, która po ataku długo była sparaliżowana, teraz jest łuczniczką i też walczyła o medale. Jakie znaczenie w sensie społecznym, takim ogólnoludzkim ma paraolimpiada?
Bardzo duże w zakresie budowania świadomości. Myślimy, że osoby niepełnosprawne żyją w jakimś paralelnym, równoległym świecie, a nie w tym, w którym żyją osoby zdrowe. Nie, to się przenika. Są też sytuacje losowe i to przenikanie między grupami, ale nasza świadomość rośnie, w związku z tym coraz bardziej my przyjmujemy już do wiadomości, że to jest jeden świat, w którym żyjemy, a nie dwa światy. Liczba konkurencji na igrzyskach olimpijskich teraz w Paryżu to prawie 550 dyscyplin i poddyscyplin. One muszą być w większej ilości, niż jest to wśród sportowców pełnosprawnych, dlatego, że mamy element stworzenia pewnych grup dyspanseryjnych, czyli osoby o większej niepełnosprawności są w grupach walczących sportowo z osobami o podobnie wypunktowanej większej niepełnosprawności. Osoby bardziej sprawne z kolei rywalizują sportowo z osobami bardziej sprawnymi. Natomiast z tych sześciu grup sportowców, to sportowcy po amputacji, z tego tworzą się te poddyscypliny i to amputacje znowu na różnym tle i naczyniowym i wypadkowym, ortopedycznym, ale też i nowotworowym, z mózgowym porażeniem, niepełnosprawne intelektualnie w różnym zakresie, osoby na wózku inwalidzkim, osoby niewidome i z innymi niepełnosprawnościami, również tak zwane stwardnienie rozsiane w tym się mieści, czy choroba Parkinsona. Ta mnogość dyscyplin wskazuje, że nie chcemy zapomnieć o żadnej osobie, która chciałaby aktywność uprawiać, ale powiedzmy sobie szczerze, by dostać się na olimpiadę, również dla osób niepełnosprawnych, to nie jest to zabawa, to nie jest udawanie treningowe. W wyczynowym aspekcie są również sponsorzy, bez których nie byłoby szans, to są trenerzy, to jest opieka medyczna. Jeśli ktoś podchodziłby do tego, że to jest taki piknik weekendowy w Paryżu, to byłby w błędzie. To są ludzie, którzy trenują, to są elementy fizjologii, wysiłku, to są sztaby medyczne, to jest sport na bardzo wysokim poziomie.
Dlaczego politycy i samorządowcy, którzy tak bardzo lubią się grzać w blasku sportowców pełnosprawnych, rzadziej robią to w wypadku paraolimpijczyków?
Może nie jest to celem samym w sobie, by decydenci grzali się w świetle tych paraolimpiad, ale przyjdzie taki moment, kiedy nawet kalkulacja, myślę, i społeczna, i polityczna powie, że trzeba temat promować. W 1948 roku Ludwik Gutmann, niemiecki neurolog nawet nie przypuszczał, że to tak będzie się rozwijać, a on dał początki paraolimpiad. Przygotował dla weteranów wojennych zawody szermiercze. Od tego krok po kroku doszło do utworzenia w Polsce w roku 1998 Komitetu Paraolimpijskiego. 1999 rok to wejście do struktur międzynarodowych. To wymaga pewnej dojrzałości też od osoby, która przyjdzie na taką rozmowę, nie czystej kalkulacji, tylko dostrzeżenia wagi tematu i dostrzeżenia, że to jest element realnego życia.