Fot. Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt.
Marek Anioł, rzecznik krakowskiej straży miejskiej tłumaczy, że funkcjonariusze nie wezwali do konia weterynarza, bo nie byli bezpośrednio na miejscu wypadku. Zawiadomienie dostali dopiero kilkadziesiąt minut później. - Ponieważ słowa właściciela zwierzącia potwierdzały się, nie było żadnej przesłanki, żeby wzywać inne służby.
Zawiadomienie w sprawie wypadku z udziałem konia dorożkarskiego trafiło do prokuratury i do wydziału spraw administracyjnych w krakowskim magistracie. Urzędnicy co prawda obiecują, że zbadają sprawę, ale na ich oko – koń ma się dobrze.
- Ma aktualne badania, jest w dobrej kondycji fizycznej. Z opisu całej sytuacji wynika, że koń się po prostu potknął, a nie upadł, jak mówią niektórzy - mówi Dariusz Nowak, rzecznik krakowskiego magistratu.
A stowarzyszenie ochrony zwierząt przypomina, że koń, który w 2016 roku potknął się na ulicy Monte Cassino, mimo zapewnień o jego dobrym zdrowiu musiał zostać uśpiony.
Obrońcy praw zwierząt domagają się więc całkowitego zakazu pracy koni dorożkarskich w Krakowie. Twierdzą, że władze miasta są głuche na ich petycje i apele.
- Jedyne ograniczenie dotyczy postoju zwierząt. Nie mogą stać na płycie Rynku, jeśli temepratura na termomentrze na zacienionej ścianie Sukiennic przekracza 25 stopni. Natomiast mogą pracować, nawet gdy temperatura w słońcy przekracza 50 stopni - dodaje Agnieszka Wypych.
Całkowity zakaz wykorzystywania koni co ciągnięcia dorożek z turystami, obowiązuje m.in. w Rzymie i Barcelonie.
Dominika Kossakowska/jgk