Towarzystwo Przyjaciół Krakowa w Chicago powstało w grudniu 1996 roku. Od początku jest w nim Bogumiła Kosina. Jak wspomina na różnych wydarzeniach kulturalnych organizowanych przez towarzystwo gościła m.in. Anna Dymna, Jan Nowicki, Anna Treter, Zygmunt Konieczny, Leszek Długosz, Zbigniew Wodecki i wielu innych.

Bogumiła Kosina podkreśla, że pieniądze, które Towarzystwo zarabiało na tych imprezach przekazywali m.in. aktorom emerytom w Krakowie czy też młodzieży i studentom. "Teraz nie robimy już takich dużych imprez bo są to jednak koszty, a już nie ma ani sponsorów takich chętnych jak w dawnych czasach, a i ludzie z polski też już nie chcą tak chętnie do nas przyjeżdżać. Ale kontynuujemy działalność, jako jedyny miejski klub bo nie ma np. klubu warszawiaków czy poznaniaków".

Od 15 lat towarzystwo organizuje Królewską Paradę Jamników, w tym roku w tym samym dniu jak w Krakowie 10 września. "Początkowo mieliśmy około 70-80 jamników poprzebieranych w różne stroje krakowskie. Obecnie jest to od 30 do 40 psów. Parada jednak bardzo się przyjęła, jest organizowana podczas pikniku. Skupia bardzo dużą Polonię. W tym roku bardzo się udała, było ponad 2 tysięcy osób. Na spektakle, spotkania świąteczne przychodzi ponad 100 osób bo tyle też mieści się w restauracji Lutnia, w której organizujemy nasze spotkania".

"Oficjalnie w Towarzystwie nie jest nas tak dużo. Bo trzon to około 12 osób. Były czasy, że było 100. Ale ludzie, którzy byli z nami teraz się wyprowadzili za miasto. Nie ma też już takiej emigracji zarobkowej jak dawniej. Bo przychodzili do nas nawet Ci, którzy przyjeżdżali na zarobek, bo czuli sentyment do miasta czy do tradycji polskiej. Także w tej chwili jest troszkę inaczej, ale pchamy to z całej siły. I położyliśmy teraz nacisk na młodzież. W Chicago jest bowiem 120 sobotnich polonijnych szkół podstawowych".  - podkreśla Bogumiła Kosina.

Jak podkreśla prezes Towarzystwa Jolanta Grocholska, to właśnie do dzieci i młodzieży skierowany jest konkurs szopek krakowskich. "Mamy od kilku do kilkunastu uczestników. Jest to w zasadzie praca dla całych rodzin. Może uczestników nie jest dużo, ale trzeba podtrzymywać tę tradycję polską - krakowską. Coś trzeba przekazywać dzieciom. Jest to fajne jak uczestniczka konkursu, która pierwszy raz się z tym zetknęła bo nie była z Krakowa, ale szukała w Internecie jak się robi szopkę krakowską. A jak była w Polsce to z mamą pojechały do Muzeum Historycznego. To jest budujące, coś co dzieci pamiętają i mają przez to kontakt z naszym krajem".