"Gitary elektrycznej bez nagłośnienia nie da się usłyszeć. Jestem kompozytorem muzyki. Daję pełnię muzyki słuchaczowi, pełne brzmienie całego zespołu. Dzięki temu moja muzyka jest atrakcyjniejsza, niż gdybym wyszedł z jedną gitarą i zagrał a capella. Używanie wzmacniacza - nawet bardzo niewielkiej mocy- nie ma na celu hałasowania. Być może Urząd Miasta chce się wykazać przed mieszkańcami, ale moim zdaniem nasze występy to zaledwie 5% hałasu, z jakim stykamy się na Rynku. Pozostałe 95% to masowe imprezy" - wyjaśnia muzyk Robert Pieculewicz.
Tomasz Popiołek, dyrektor Wydziału Spraw Administracyjnych Urzędu Miasta Krakowa, podkreśla w rozmowie z Radiem Kraków, że urzędnicy musieli jakoś zareagować, bo liczba skarg była duża. "Od wielu lat trafiają do nas skargi pisemne, telefoniczne, że mieszkańcom i turystom taka kakofonia, gwar zaczynają przeszkadzać. Nie jest powiedziane, że nie można występować wszędzie. Oprócz Rynku Głównego jest tyle nowych przestrzeni na terenie naszego miasta, by również je ożywiać i promować. Nie musimy wszystkiego kumulować w jednym miejscu" - twierdzi Popiołek.
Jeszcze w poprzednim roku miasto wydawało zgody dla muzyków z własnym nagłośnieniem i cofało je w przypadku naruszenia norm hałasu. Te były mierzone przez straż miejską. W przypadku Roberta Pieculewicza, normy te od 8 lat były zawsze zachowane. Mimo to, miasto nie chce mu pozwolić na dalsze granie na Rynku Głównym.
Czytaj także: Władze Krakowa chcą ograniczyć obecność samochodów na Rynku. Sytuacja wymknęła się spod kontroli
(Bartłomiej Grzankowski/ew)