"Zarządca drogi maluje linie i robi projekt miejsc parkingowych. Jak zarządca drogi uznał, że w tym miejscu tak ma być to kierowca ma się stosować do znaków, które są na drodze" - mówi Tomasz Seweryn z krakowskiej drogówki. Kierowca nie popełnia więc wykroczenia, tak długo, jak stoi wewnątrz linii, nawet jeśli jest tuż obok budynku.
Piotr Rokita z inicjatywy "Oddajmy Chodniki Pieszym" przekonuje jednak, że choć kierowcy prawa nie łamią, to złamał je ZIKiT. Ostatnio, zgodnie z zaleceniem ministerstwa, urzędnicy namalowali na jezdniach i chodnikach w strefie płatnego parkowania linie, które wyznaczają miejsca, w których można parkować. Zdaniem aktywistów linie namalowane zostały nieprawidłowo. "Zgodnie z rozporządzeneim ministra infrastruktury, minimalna szerokość chodnika zostawionego pieszym to 2 metry, wyjątkowo 1,5 metra. ZIKiT malując linie na chodnikach wyznacza czasem tylko jeden metr. W jednym wypadku zobaczyliśmy tylko 70 centymetrów dla pieszych - mówi Rokita.
Michał Pyclik z ZIKiTu przekonuje tymczasem, że polecenie ministerstwa można różnie interpretować. Jego zdaniem, w ciasnych ulicach centrum Krakowa nie wszędzie da się pieszym zostawić regulaminowe 1,5 metra. "To jest do wyjaśnienia, która interpretacja jest właściwa. Jakby się okazało, że niektóre linie są źle namalowane, być może będą musiały być zmienione. Problem pojawia się tam, gdzie jest szczególny deficyt miejsc parkingowych. Jeśli mamy Kazimierz to tam mamy do wyboru zawężenie części dla pieszych i umożliwienie parkowania, albo eliminację miejsc postojowych. Oczywiście standardem wszędzie jest 1,5 metra dla pieszych. Jednak jak jest sytuacja, gdzie na całej ulicy by nie było miejsc parkingowych, a istnieją przepisy, które umożliwiają miejscowe zawężenie części dla pieszych, to czasami decydowaliśmy się na takie rozwiązanie" - podkreśla Pyclik.
Pyclik zapewnia, że zgadza się z inicjatywą "Oddajmy Chodniki Pieszym", iż w centrum Krakowa powinno być mniej samochodów i więcej miejsca dla pieszych. Dodaje jednak, że do tego trzeba jeszcze czasu i dokończenia pewnych inwestycji. "Optymalną sytuacją by było, żeby samochód nie pojawiał się na chodniku, ale to nie jest wszędzie możliwe do zastosowania. Samochodów w Krakowie mamy bardzo dużo. Ilość parkingów, które stopniowo powstają, ciągle nie jest wystarczająca. Nie mamy jeszcz ekolei aglomeracyjnej, która spowoduje, że kilka tysięcy samochdów nie wjedzie do Krakowa" - mówi przedstawiciel ZIKiT-u.
Tymczasem spór między ZIKiT-em a mieszkańcami rozstrzygną władze miasta, być może nawet ministerstwo.
(Karol Surówka/ko)