Na recital złożyły się utwory Fryderyka Chopina, wszystkie istotne formy: od cyklu czterech mazurków op. 41 z tym ostatnim napisanym w tonacji cis-moll, poprzez Scherzo E-dur, które powstało w czasie wielkiej miłości kompozytora do George Sand, poprzez Walca As-dur, Poloneza-Fantazję As-dur aż po monumentalną Sonatę h-moll. Program był, niezwykle wymagający, bo to półtorej godziny grania. Mimo to ten młody artysta świetnie poradził sobie z utworami i swoją interpretacją zafascynował słuchaczy.
Festiwal organizowany przez Zamek Królewski na Wawelu i Grupę Twórczą „Castello” jak co roku otwiera dla melomanów swoje dwa dziedzińce: Arkadowy oraz Stefana Batorego, tzw. Dziedzińczyk, na którym właśnie wystąpił Mateusz Dubiel. To urokliwe miejsce, pomiędzy zamkiem a katedrą, na co dzień niedostępne dla publiczności, wręcz tajemnicze. Najpierw znajdowała się tam romańska kaplica pałacowa wzniesiona przez Kazimierza Odnowiciela, później mury obronne odgradzające właściwą rezydencję królewską, czy wreszcie w renesansie łaźnia królewska, czego pozostałością jest wanna służąca do gromadzenia wody.
W trakcie koncertu Dziedzińczyk jest pięknie podświetlony. Ale w to miejsce docierają odgłosy miasta. Pianisty nie rozproszyły jednak, ani klaksony samochodów dobiegające z ulicy, ani katedralny zegar, który z uporem wybijał godzinę dziewiątą w trakcie pierwszej części Sonaty h-moll. Mateusz Dubiel nie zwracał na te przeciwności uwagi, tylko realizował swój program. To dobra wróżba, w kontekście Konkursu Chopinowskiego, który jak wiadomo wymaga od pianistów wielu talentów, nie tylko muzycznych. Samo doskonałe granie to za mało. Liczy się jeszcze niezwykła umiejętności koncentracji w trudnych warunkach, odporność na stres.
Często konkursy muzyczne porównywane są do zawodów sportowych. Zresztą to połączenie sztuki i sportowej rywalizacji było główną ideą prof. Jerzego Żurawlewa, twórcy w 1927 roku I Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. Od tego czasu, co 5 lat (z małymi wyjątkami na czas wojny i pandemii) do Warszawy zjeżdżają najbardziej utalentowani młodzi pianiści, by przez trzy tygodnie walczyć o zwycięstwo grając tylko utwory Chopina. I tej jesieni będzie podobnie. Fryderyk Chopin zostanie odmieniony przez wszystkie przypadki. Będzie się o nim mówiło, będzie się go słuchało i komentowało w ramach 19. edycji konkursu.
Nie bez przyczyny zwracam uwagę na zawody sportowe. Bo muzycy, podobnie jak sportowcy powinni mieć swoją drużynę, która pozwala im się zmierzyć z problemami fizycznymi i psychicznymi. U nas tego jeszcze nie ma, ale np. na uczelniach zagranicznych, choćby w Szwajcarii, w Bazylei, studenci mogą korzystać z opieki fizjoterapeutów bo np. kontuzje z przeforsowania rąk u pianistów, czy dłoni lewych u skrzypków czy wiolonczelistów często się zdarzają. Mają też do dyspozycji psychologów, którzy pomogą nauczyć się koncentracji na estradzie i radzenia sobie ze stresem rywalizacji. To jest ważny temat, bo nie wiem, czy Adam Małysz, albo Iga Świątek mogliby zajść tak daleko, gdyby nie pomoc takiego zespołu.
Mateusz Dubiel na koncercie wypadł bardzo dobrze, grał technicznie wspaniale i co ważne miał tą muzyką coś do powiedzenia. Będę trzymać kciuki za niego w październiku, będę go dopingować.
Tymczasem Festiwal „Wawel o Zmierzchu” trwa. Dziś, 9 sierpnia, zabrzmi muzyka filmowa, m.in.: Kilar, Penderecki, Lorenz, Korzeniowski w wykonaniu Orkiestry CORDA Cracovia pod dyrekcją Sebastiana Perłowskiego, solistką będzie sopranistka Iwona Socha. Zaś jutro, w niedzielę, na finał ponownie zabrzmi Chopin, ale tym razem jego Koncert fortepianowy f-moll w wykonaniu Szymona Nehringa, finalisty Konkursu Chopinowskiego sprzed dziesięciu lat oraz Orkiestry CORDA Cracovia pod batutą Łukasza Borowicza. Wieczór dopełni Symfonia h-moll Schuberta. Początek koncertów o godz. 20 na Dziedzińcu Arkadowym na Wawelu.