Na dodatkowe wynagrodzenia dla personelu medycznego i niemedycznego w skali całego kraju w związku z pracą przy pacjentach z Covid-19 NFZ przeznaczył do tej pory ponad 8 miliardów złotych.
Pielęgniarki ze szpitala tymczasowego pracują nawet 300 godzin miesięcznie. Od 1 czerwca odebrano im tzw. dodatek covidowy. Tymczasem do dawnego Centrum Urazowego przewożeni są pacjenci z Covid-19 z jednostek, gdzie kadra jest wyżej opłacana za pracę w warunkach narażenia życia i zdrowia.
"Czujemy się wyczerpani i oszukani. Jest to praca cały czas w pełnym zabezpieczeniu. Parują gogle, maska uwiera, chce się pić, czasami chce się sikać. Dominuje krzywda. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt z tym wszystkim nic nie robi i każą nam w tej krzywdzie trwać" - podkreśla Wioletta Słowińska, pielęgniarka oddziałowa Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
Pielęgniarki nie godzą się na dalszą pracę przy braku dodatków - podkreśla Słowińska.
"Nie ma dnia, żeby ktoś mi nie podziękował. Zrobiłam taką krótką statystykę. W tej chwili mówimy o październiku - były to jedna pani z umowy zlecenia, jedna pani z etatu, dwie panie z etatu zmieniły formy zatrudnienia z całego etatu na pół etatu, następnie 11 osób z umów zleceń podzękowało i trzy osoby z kontraktów" - wylicza oddziałowa.
Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego wspiera pracowników w staraniach o dodatki. Podkreśla, że prowadzi rozmowy m.in. z wojewodą, który zapewniał go o tym, że problem pominięcia w rozporządzeniu Ministerstwa Zdrowia, szpitala tymczasowego jest znany. Jedrychowski mówi także wprost, że obawia się, że przy łóżkach zabraknie pracowników i wtedy runie system opieki nad pacjentami opracowany w Krakowie.
"Całość systemu, który został wymyślony w Krakowie, czyli tego, że istnieje szpital tymczasowy, że do niego przesyłamy pacjentów covidowych, był podyktowany tym, że nadrzędna była troska o pacjentów niecovidowych i o to, żeby oni mogli leczyć się tak długo, jak to jest możliwe w swoich szpitalach, które nie będą zamknięte z powodu tego, że będą musiały przyjmować pacjentów covidowych. Teraz cały system się wywraca. Dla mnie jest to absolutnie niezrozumiałe" - komentuje dyrektor.
Narodowy Fundusz Zdrowia odpowiada, że nie ma podstawy prawnej, by wypłacić dodatkowych pieniędzy, ponieważ formalnie Szpital Uniwersytecki nadzorujący szpital tymczasowy prowadzi świadczenia na pierwszym poziomie zabezpieczenia covidowego. 
"Stawki za dostępność i leczenie pacjentów z Covid-19 w szpitalach tymczasowych z racji wyższej wyceny świadczeń są zdecydowanie większe niż w innych szpitalach i uwzględniają dodatkowe środki na wynagrodzenie dla personelu medycznego. Szpital uniwersytecki do tej pory otrzymał ponad 88 milionów na wypłatę dodatków covidowych dla ponad 2800 pracowników medycznych oraz 2 700 000 złotych na wypłatę dodatków dla personelu niemedycznego" - mówi Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka małopolskiego oddziału NFZ. 
Wojewoda małopolski planuje się spotkać z delegacją pracowników Szpitala Tymczasowego, ale zaznacza, że kwestia finansowania świadczeń medycznych jest po stronie NFZ.
Kadra Szpitala Tymczasowego czeka na przełom w tej kwestii i podkreśla, że nigdy nikomu nie odmówiła pomocy.
"Dla mnie najbardziej szokujące jest to, że szpital w Nowym Targu jest szpitalem covidowym i przysyła nam pacjenta covidowego z intesywnej terapii, bo tam sobie w jakiś sposób chcieliby zintensyfikować leczenie tego pacjenta - my jesteśmy w stanie mu tu pomóc. Naprawdę, nikomu nie odmówiliśmy nigdy, chyba że nie było miejsca" - mówi Wioletta Słowińska.
Na intensywnej terapii jest 18 łóżek. Pacjenci potrzebują opieki całodobowej. By zapewnić tę opiekę trzeba stałej obecności 11 pielęgniarek.