Niedzielny mecz na krakowskich Błoniach toczył się w bardzo trudnych warunkach. Z nieba lał się piekielny upał. Termometry wskazywały 31 stopni w cieniu, a na rozżarzonej płycie boiska było jeszcze bardziej gorąco. – Wszyscy zawodnicy musieli dziś zostawić na boisku nie tylko mnóstwo zdrowia, ale też pokazać charakter, bo nogi z pewnością odmawiały już w pewnym momencie posłuszeństwa. Gratuluję więc zarówno Lechii, jak i swoim zawodnikom tak ogromnego zaangażowania – mówił po meczu Konrad Jarosz.

Pierwsza połowa nie obfitowała w wiele zapierających dech w piersiach akcji. Optyczną i terytorialną przewagę mieli gospodarze, ale Lechia również potrafiła stworzyć kilka groźnych sytuacji. Wynik po karnym, krótko przed przerwą otworzył Igor Kocimski, jednak Lechia zdążyła jeszcze wyjść na prowadzenie, zdobywając przyłożenie po młynie dyktowanym.

Po zmianie stron to znów gdańszczanie byli górą. Sprytne wejście Roberta Wójtowicza pomiędzy krakowskich obrońców zakończyło się podwyższonym przyłożeniem i goście wyszli na prowadzenie 14:3. Wtedy jednak Smoki poderwały się do lotu. Najpierw z pomocą kolegów, w największym ścisku na pole punktowe przedarł się Marcin Siemaszko. Kocimski podwyższył, a jego próba kopu zasługuje na więcej uwagi. Piłka poszybowała bowiem w kierunku bramki, odbiła się od jednego, potem od drugiego słupka i ocierając się o poprzeczkę, przeleciała za słupy, dając Juvenii dodatkowe dwa punkty.

Podopieczni Konrada Jarosza byli w natarciu. Kilka minut później, Paweł Warzecha nakrył obronny kop łącznika ataku Lechii, złapał piłkę i zdobył kolejne przyłożenie. Trzecią „piątkę” dorzucił Jakub Rapacz, po fenomenalnej akcji, którą rozprowadzili Kocimski i Janeczko. Juvenia wyszła na prowadzenie 24:14, ale gdańskie Lwy nie zamierzały odpuszczać. Skróciły dystans do pięciu punktów po kolejnym przyłożeniu, ale celnie wyegzekwowany rzut karny dał gospodarzom oddech i ośmiopunktowy bufor bezpieczeństwa.

Lechia zdążyła jeszcze dorzucić czwarte przyłożenie, ale przy stanie 27:26 nie potrafiła już po raz kolejny sforsować zdeterminowanej defensywy rywali. Juvenia odniosła na koniec sezonu cenne zwycięstwo, które dało jej awans na ósmą pozycję w tabeli. – Zwycięstwo na koniec bardzo nas cieszy, ale na pewno nie jesteśmy zadowoleni z pozycji, na której kończymy sezon. Było kilka meczów, które powinniśmy byli wygrać… Cieszy mnie jednak fakt, że potrafiliśmy walczyć jak równy z równym z czołowymi zespołami ligi. Myślę, że jeśli cały zespół podejmie dalszą pracę, to już niebawem będzie się zaliczać do najlepszych w Polsce – podsumował Konrad Jarosz.

Warto również wspomnieć, że dzień wcześniej, w sobotnie popołudnie juniorzy Juvenii Kraków wygrali w Siedlcach trzeci turniej Mistrzostw Polski w rugby 7 i tym samy sięgnęli po złote medale. To już czwarty z rzędu tytuł mistrzowski Młodych Smoków w olimpijskiej odmianie rugby i wielki sukces Łukasza Kościelniaka, który prowadzi kolejne roczniki na szczyt krajowego czempionatu.

Juvenia Kraków – Lechia Gdańsk 27:26 (3:7)
Juvenia: Igor Kocimski 12, Marcin Siemaszko 5, Jakub Rapacz 5, Paweł Warzecha 5
Lechia: Paweł Boczulak 6, Marek Płonka 5, Krzysztof Smoliński 5, Kewin Bracik 5, Robert Wójtowicz 5
Żółta kartka: Marek Płonka (Lechia Gdańsk)

Juvenia: Marcin Siemaszko (Krzysztof Pszyk 62’), Jerzy Głowacki, Jakub Kijak (Andrzej Matsiuk 62’), Krzysztof Gola (Kacper Wiśniewski 30’), Juan van der Westhuizen, Marcin Morus, Maciej Dorywalski (Grzegorz Goliński 70’), Jakub Syska (Jan Krawiec 41’), Paweł Warzecha, Mateusz Polakiewicz (Marcjan Krzykawski 30’), Jakub Rapacz, Bartłomiej Janeczko, Patryk Sakwa, Rafał Lewicki, Igor Kocimski.

Lechia: Igor Olszewski, Sebastian Kacprzak, Andile Ngonyama, Michał Krużycki, Radosław Dąbkiewicz (Rafał Lademann 50’), Colin Nyaoda, Marek Płonka, Krzysztof Smoliński, Rafał Janeczko (Paweł Boczulak 21’), Jakub Możejko, Milan Kossakowski, Zavien Klaasen (Dawid Wesołowski 31’), Kewin Bracik, Robert Wójtowicz, Jason Makhari (Olaf Niespodziany 70’).