Joachim Grubich o organach wiedział wszystko i jak nikt potrafił swoją grą dotrzeć do słuchaczy wielu pokoleń i wielu narodowości. W tym roku został laureatem Złotego Fryderyka 2025 za całokształt działalności. Nie była to jego pierwsza Nagroda Akademii Fonograficznej. Wcześniej uhonorowano go Fryderykiem 2004 za płytę "Wieczór organowy w Filharmonii Lubelskiej". Ciekawostką może być fakt, że był także, w latach 60., pracownikiem Radia Kraków. Trzy lata spędził w rozgłośni, zatrudniony na etacie w redakcji sportowej, bo tam jedynie był wolny etat, ale zajmując się muzyką… rozrywkową.
Często zapraszano go jako eksperta organów, gdy planowano ich budowę lub renowację. I tak np. brał udział przy odbudowie organów w kościele św. Anny w Warszawie, a także budowie organów w Filharmonii Narodowej i w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Warszawie. Wyrażał także opinie na temat wybudowanych po pożarze w Filharmonii Krakowskiej organów Johannesa Klaisa z Bonn. W 1997 roku, przygotowując się do recitalu na tym instrumencie w Filharmonii Krakowskiej powiedział mi w jednym z wywiadów: „Jest to instrument, najwyższej klasy. Wydaje mi się, że jest nawet wzorem współczesnych instrumentów. Zarówno pod względem technicznym, jak i intonacyjnym. Życzyłbym naszym budowniczym, aby konstruowali tak wspaniałe organy”.
Joachim Grubich był przede wszystkim koncertującym muzykiem, wspaniałym, którego interpretacje do dziś są niedoścignione. Miał niezwykły talent muzyczny, co połączył z ogromną pracowitością i precyzyjnym przygotowaniem każdego koncertu, rozpracowaniem każdego instrumentu. A grał niemal wszędzie, prawie na wszystkich kontynentach, wykonując zarówno klasykę muzyki organowej, jak i propagując polską twórczość. Występował w prestiżowych salach koncertowych, takich jak Royal Festival Hall w Londynie, Concertgebouw w Amsterdamie czy Gewandhaus w Lipsku. Koncertował z wieloma orkiestrami symfonicznymi i kameralnymi pod batutą słynnych dyrygentów. Grał także recitale w kościołach całego świata, na instrumentach współczesnych i zabytkowych: choćby w kościele St. Bavo w Haarlem w Holandii na organach Christiana Müllera, gdzie grali m.in.: Haendel i 12-letni Mozart .
Jego kariera rozpoczęła się od wygrania w 1962 roku Międzynarodowego Konkursu Muzycznego w Genewie. I wtedy jego życie zaczęło się toczyć według harmonogramu koncertowego. Organy wypełniały mu dzień za dniem. Ale nie zawsze tak było! Początkowo nie wiedział czy jego przeznaczeniem będzie fortepian czy organy. Decyzję podjął w Krakowie, na studiach, na Akademii Muzycznej w Krakowie, z którą związany był od 1956 roku. To tu przyjechał z rodzinnego Chełmna i rozpoczął naukę. Miał szczęście do pedagogów, bo: grę na organach studiował w klasie Bronisława Rutkowskiego, grę na fortepianie pod kierunkiem Ludwika Stefańskiego oraz harmonię i kontrapunkt u Artura Malawskiego. Nie można było lepiej trafić.
„Doszedłem do takiego momentu w życiu, że musiałem się na coś zdecydować. Trudno mi było studiować dwa, tak trudne kierunki: fortepian i organy. Wydawało mi się, że organy mają przed sobą przyszłość. Po za tym instrument ten był dla mnie bardziej interesujący. Dzięki grze na organach odkrywałem literaturę muzyczną jakiej jeszcze nie znałem. Należy pamiętać, że w tamtych czasach organy były niemal na marginesie życia muzycznego w Polsce. Kojarzyły się tylko z Katedrą Oliwską” – mówił mi prof. Grubich w wywiadzie.
Prof. Joachim Grubich zmarł 16 sierpnia, mając ponad 90 lat. Pozostawił po sobie 26 płyt (m.in. EMI, Harmonia Mundi, CD Accord, Teldec, DUX, Polskie Nagrania) oraz olbrzymią rzeszę absolwentów, o których mówiła żona profesora, Ewa Grubich odbierając w jego imieniu Złotego Fryderyka: „że stanowią oni dziś grupę przyjaciół, wspaniałą armię muzyków”.
Smutno. Ale pocieszeniem może być fakt, że ta „wspaniała armia muzyków” rozproszona po Polsce i po świecie gra na chwałę swojego Mistrza.