Do końca miesiąca władze Małopolski chcą dyskutować o projekcie uchwały antysmogowej. Zarząd województwa nie wprowadził w nim całkowitego zakazu palenia węglem i drewnem. Ostateczną decyzję wojewódzcy radni podejmą w przyszłym miesiącu. W sprawie zakazu palenia w piecach węglem czy drewnem musi być zgoda społeczna - mówił wojewoda Miller w Radiu Kraków. Jak przekonywał, radykalne rozwiązania nie są skuteczne. Na ten temat trzeba rozmawiać i przekonywać mieszkańców - mówił.
Zapis rozmowy Marty Szostkiewicz z wojewodą małopolskim, Jerzym Millerem.
Słyszy pan jak mówię, jak chrypię?
- Pewnie pani źle znosi zmianę pogody.
Źle znoszę ilość pyłu zawieszonego w krakowskim powietrzu.
- Jest pani mieszkanką Krakowa. Nasze zdolności adaptacyjne są dobre.
Na moim przykładzie się to nie sprawdza. Jest wielka dyskusja. Alarm smogowy chce zakazać palenia w kominkach. Jakie jest pana zdanie w tej sprawie?
- Wróćmy 20 lat wstecz. Wtedy mieliśmy wymówkę, że dochodzi do nas powietrze ze Śląska czy Ostrawy. Teraz nic nie przypływa. Mamy to, co sobie sami zrobiliśmy. Nie tyle chodzi o policjantów środowiskowych, ale o uczciwą rozmowę mieszkańców ze sobą samymi.
Mieszkańcy rozmawiają. Jedni mówią, żeby nie zakazywać, bo uboższych nie stać na inne paliwa niż węgiel. Drudzy mówią, że nie możemy narażać zdrowia. Ktoś musi podjąć decyzję.
- Tak, ale zobaczmy, gdzie nie ma tego problemu. Nie ma problemu tam, gdzie jest świadomość społeczeństwa. Mówi pani, że palimy tym, co mamy, bo nas na nic innego nie stać. Wie pani, ile drożej kosztuje lepsze paliwo? Nie szukajmy łatwych wymówek. To dotyczy odsetka ludzi. Gdyby tylko oni palili złymi rzeczami, to nie byłoby problemu. Jak czytam w internecie, że przez połowę roku mamy przekroczone normy, to się nie zgadzam. Mamy stany ostrzegawcze.
Ale New York Times napisał, że Kraków jest na 3. miejscu w Europie pod względem zanieczyszczonego powietrza. To nie brzmi zachęcająco.
- Tak, ale proszę sprawdzić, kto przekazał tę informację do gazety.
Podejrzewa pan naszych ekologów?
- Nie chcę podejrzewać. Wiem, jakie są fakty. Kilkadziesiąt dni w roku sytuacja jest trudna. Przekraczamy ten pierwszy próg. Problemem jest pył zawieszony o granulacji 10 mikrometrów. Norma mówi o 3 poziomach zagrożenia: 50 mikrogramów na metr sześcienny, 200 i 300. Przy 300 faktycznie jest sytuacja alarmowa.
Uważa pan, że powinien być zakaz palenia węglem i drewnem?
- To kwestia zgody społeczeństwa na warunki życia. Albo rezygnujemy z tego, do czego się przyzwyczailiśmy, albo mówimy nie.
Powinno być referendum?
- Nie. Mamy autorytety, które mogą przekonać.
Do czego by pan przekonywał radnych?
- Nie jestem obiektywny. Nie mam kominka i dla mnie jest to obojętne.
Prowadzimy tę dyskusję od wielu miesięcy i nie widać konkluzji.
- Jest pani przekonana, że pracują szersze grupy? Nie. Pracują wąskie grupy i media. Dalej nie mamy świadomości sytuacji.
Jak pan sobie wyobraża tę dyskusję i podjęcie decyzji? Jej się nie da podjąć kolegialne. Musi być grupa ludzi, którzy podniosą rękę.
- Podam inny przykład. W 18 gminach Małopolski przed wprowadzeniem ustawy śmieciowej segregowano 100% odpadów. Tam pracowano ze społeczeństwem, mówiono, że warto sortować. Trzeba pracować ze społeczeństwem.
W takim razie jak długo zajmie nam praca w Krakowie?
- To nie jest ponad nasze możliwości, żeby wypracować zgodę społeczną. Chcemy żyć w czystym mieście i dlatego musimy ograniczyć to, co przeszkadza.
Ograniczyć czy zlikwidować?
- Ograniczyć. Nie trzeba stawiać policjantów. Trzeba się przekonać, że samych siebie trujemy.
Będą dalej pieniądze na krakowskie zabytki?
- Tak. Mamy spuścizny pokoleń Polaków. To są polskie zabytki. One nie zostaną bez wsparcia.
Będzie ono tak duże jak dotychczas?
- Czy wsparcie dla zabytków będzie we wszystkich miejscach, gdzie powinno być? Jest coraz więcej środków na zabytki. Kraków jest uprzywilejowany.
Powinien być?
- Nie chodzi o to, że miasto jest uprzywilejowane. Te zabytki tego wymagają. Chcemy się podzielić doświadczeniami i nauczyć się zastanawiać nad obowiązkiem wobec zabytków w innych miastach. One tam też są tkanką miasta. Bez zabytków nie byłoby tożsamości miasta.
Ogląda pan to, co się dzieje wokół komisji wraku po katastrofie smoleńskiej?
- Nie. Nie katuję się tym. Na ten temat wiem wystarczająco dużo.
Przewodniczący Lasek powiedział, że to był błąd, że państwo odpuściło dyskusję społeczną, i te spiskowe teorie się rozprzestrzeniają.
- Nie można być równocześnie ekspertem i osobą, która prostym językiem trafia do społeczeństwa. Komisja, którą kierowałem, była ekspercka. Przekaz dla społeczeństwa to zadanie kogoś innego.
Czyje?
- Tych, którzy mają obowiązek przekazywać informacje ważne dla kraju.
Rzecznika prasowego, rządu?
- Nie można wszystkiego sprowadzać do relacji rządzący – rządzeni. Dyskusje publiczne są bardzo potrzebne w Polsce, bo nasza świadomość chęci uczestniczenia w życiu publicznym rośnie.
Doczekamy się dyskusji o tej katastrofie?
- Mam spotkania ze studentami i widzę, że jesteśmy dojrzałym społeczeństwem.