"Ci którzy naprawdę zostają w Kościele to wierzący z wyboru, wiarę starają się potwierdzać swoim życiem" - mówiła Kozłowska w porannej rozmowie Radia Kraków.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z redaktor naczelną miesięcznika Znak, Dominiką Kozłowską.
96% Polaków deklaruje przynależność do kościoła katolickiego. Jednocześnie spada liczba uczestników mszy a rośnie liczba spowiadających się i przyjmujących komunię świętą. Jaka jest nasza wiara?
- Dla mnie te wyniki są spójne. One pokazują, że jest to zjawisko, które idzie w jednym kierunku. Ten kierunek jest przewidywalny. 96% deklarujących przynależność pokazuje siłę tradycji i siłę wymiaru kulturowego. Pamiętam, że niedawno w Polsce była dyskusja między Palikotem a Michnikiem. Michnik powiedział, że kościół w Polsce jest jedynym miejscem, które jest nośnikiem wartości etycznych. Palikot się na to oburzył. Jednak środowiska ateistyczne nie wytworzyły silnego nośnika społecznych wartości. To jest te 96% osób, które utożsamiają się z wizją chrześcijańskiego życia. Jest jednak takie zjawisko, które jest dobre. Ludzie, którzy świadomie zostają w kościele, to mniejsza liczba niż ci bierzmowani, to ludzie wierzący z wyboru. To świadomy i dobry trend. W dzisiejszym świecie tym nośnikiem wiary mogą być ludzie, którzy wybierają ją jako wolny wybór.
Te same dane pokazują, że w ciągu ostatnich 25 lat wzrosła liczba spraw o unieważnienie małżeństwa. To znaczy, że jesteśmy bardziej świadomi swoich praw czy przywiązujemy mniejszą wagę do pewnych sakramentów?
- Wzrastająca liczba unieważnień i rozwodów to jest zjawisko, które socjologowie przewidywali. To, że ludzie się starają o unieważnienie, pokazuje paradoksalnie, że sakrament ma znaczenie. Oni chcą znowu kiedyś wstąpić w ponowny związek. Legalizacja związku w wymiarze kościelnym jest ważna. To się zbiega z dyskusją dotyczącą zmiany nauczania kościoła instytucjonalnego odnośnie statusu związków niesakramentalnych. Jesienią ma się odbyć synod i tam będzie postawiona ta kwestia. To pokazuje, że wokół małżeństwa są znaki zapytania. To jest znak przemian społecznych. Dzisiaj tworzenie trwałego związku jest coraz trudniejsze.
Zamykając sprawę, mamy 96% deklarujących przynależność, połowa uczestnicy w mszach. Czy Ty między tymi danymi a tym jacy jesteśmy dla siebie na co dzień, dostrzegasz jakiś rozziew?
- Same dane są spójne. Wnikanie we wnętrze człowieka jest zadaniem nie dla nas. Co widać na poziomie społecznym? Jeśli widziałabym rozbieżności to tą z rozumieniem konsekwencji wiary. Mam na myśli słabą wspólnotowość, pomocniczość, słabe budowanie innych więzi niż rodzinne. Mamy słabe relacje międzyludzkie. To dziwne. Jako społeczeństwo angażujemy się w pomoc charytatywną, ale wierzący nie widzą tego, że konsekwencją wiary jest jakość relacji społecznych. Tutaj jest zgrzyt. Być może kościół powinien więcej o tym mówić. Tego nie ma w codziennym przekazie.
Mamy Triduum Paschalne, wierni stają wobec tajemnicy śmierci, odkupienia i zmartwychwstania. Tymczasem język świąt wielkanocnych to tłusty zając i kopa malowanych jaj. To jest jeden język czy dwa różne?
- Widzę jednak połączenie między sacrum a profanum. Między tradycją ludową a kwestią religii. Religijność zawsze obrastała w tradycje a ona ewoluuje. Zewnętrzna forma zmienia się, bo praktycznie wszyscy obchodzą święta. Nawet ci bez tego jądra wiary. Im zostaje otoczka kulturowa. Drugi dzień świąt, lanie wodą, to forma kultury świętowania. Teraz pytanie do wszystkich, czy my potrafimy budować formy kultury dookoła wolnego czasu? Starych czasów już nie czujemy, te tradycje przemijają. Czy potrafimy znaleźć nową formę spędzania wolnego, świątecznego czasu?
Za nami noc konfesjonałów. To jest język wynikający z potrzeb naszych czasów?
- Chyba tak. Powiem szczerze, że nie jestem zwolenniczką korzystania z profesjonalnego PR przez religię i kościół. Dobrym przykładem są Dominikanie, którzy pękają w szwach podczas mszy. Jednak liturgia jest tradycyjna. To pokazuje, że ludzie tego szukają. Nie mówię, że takie noce są niepotrzebne, ale to jest dla mnie miejsce styku religii z kulturą pop.
Przepraszam za osobiste pytanie, ale Twój mąż jest Protestantem. Dla nich Wielki Piątek jest najważniejszym dniem w roku. Są różnice w sposobie przeżywania tego dnia?
- W Polsce wszystko jest różnicą. Ewangelików czy Luteran jest niewiele. Chociaż to odżywa. Różnica jest w obrzędowości. Nabożeństwo wielkopiątkowe jest bardzo ważne. Jest niezwykle ascetyczne i proste. Ważne jest słowo. To jest w Polsce. W krajach, gdzie katolików i protestantów jest po równo nie ma wielkich różnic.