Czym tak w ogóle jest Budżet Obywatelski ?
To część budżetu miasta, która jest z niego "wykrajana" i przekazywana mieszkańcom, którzy sami decydują, na co te pieniądze zostaną przeznaczone. Wygląda to w ten sposób, że mieszkańcy wymyślają swoje projekty, takie jak budowa parku czy remont chodnika i przesyłają je do urzędników. Ci sprawdzają czy pomysł da się zrealizować, jeśli tak, to go zatwierdzają. Potem - te zatwierdzone projekty - biorą udział w głosowaniu, i zwyciężają te, które zdobędą najwięcej głosów.
W Krakowie - dzięki budżetowi obywatelskiemu - mamy min. tablice smogowe, darmowe punkty wi-fi, liczniki na sygnalizacjach świetlnych i wiele innych inwestycji. Jednak kto interesuje się krakowskim Budżetem Obywatelskim ten wie, że ta znakomita w teorii inicjatywa, która uczy mieszkańców współodpowiedzialności za miasto, w Krakowie napotyka na różnego rodzaju przeszkody. Mowa tu przede wszystkim o problemach z realizacją zwycięskich projektów czy ich weryfikacją, a ostatnio - z budżetu obywatelskiego - wycofała się dzielnica Łagiewniki-Borek Fałęcki...:
To jest w jakimś sensie cios, bo ta dzielnica była bardzo mocno zaangażowana, wiele miejsc zmieniło swoje oblicze. Jestem niemile zaskoczony tą informacją i myślę, że powinna podlegać jakiejś korekcie - ubolewa w-ce prezydent Krakowa Andrzej Kulig.
Podobnie jak przewodniczący Rady Dzielnicy Łagiewniki-Borek Jan Pietras, który przypomina, że w czasie głosowania niejawnego - do zatwierdzenia budżetu obywatelskiego zabrakło tylko jednego głosu. Dlaczego część radnych nie chciała go w swojej dzielnicy?
- Może emocje, bo to była bardzo emocjonującspotkanie i te negatywne emocje zwyciężyły -
Pietrus zwołał już nadzwyczajną sesje Rady Dzielnicy na najbliższy wtorek i chce powtórzyć głosowanie, ale już w trybie jawnym. Ale - wg przepisów - zatwierdzenie budżetu ma odbyć się przed końcem stycznia - więc czysto teoretycznie - jest już za późno. Co to oznacza dla mieszkańców?
Po pierwsze to, że radni dają im sygnał, że nie chcą dopuścić ich do rządzenia miastem, ale też... utratę pieniędzy. Bo dzielnica przeznacza na na realizację pomysłów mieszkańców daną kwotę, a ta jest podwajana z budżetu miasta. Z tych dodatkowych pieniędzy, które miały trafić prosto na realizację pomysłów mieszańców, nie wszyscy radni chcieli jednak skorzystać...
Kolejny problem to miejscy aktywiści, którzy stracili już zapał i nie chcą angażować się w prace nad budżetem obywatelskim. A wyglądało to tak, że zagłaszali się i zostawali członkami Rady Budżetu Obywatelskiego. Mogli w niej zmieniać budżet na lepsze - i nawet sporo im się udało, mowa tu min. o daniu mieszkańcom możliwości głosowania na tradycyjnych, papierowych kartach, a nie tylko przez internet czy też o wprowadzeniu tablic informacyjnych, które opisują zwycięckie projekty. Jednak w ostatnich dniach - ze swojej pracy przy budżecie - zrezygnowały dwie znane miejskie aktywistki - i Natalia Nazim. Jak mówią - za każdym razem były przegłosowywane i doszły do wniosku, że jest wiele innych społecznych aktywności, w których mogą działac a Budżet Obywatelski nie działa tak, jak powinien, za dużo wśród decydentów jest urzędników i radnych a ponieważ BO powinien być przyjazny mieszkańcom, to strona społeczna powinna byc reprezentowana przez większą grupę.
A więc mamy kolejny cios w krakowski Budżet Obywatelski, ale ten - mimo, że jest już dość mocno obity - będzie cały czas doskonalony i kolejne zmiany zapowiada już prezydent Kulig. Pierwsza - to zmiana terminu głosowania, nie w czerwcu jak do tej pory, ale wczesną jesienią. Druga propozycja zmian to lepsza weryfikacja projektów, aby nie okazało się tak, jak np. w czasie zeszłej edycji BO - że wygrał projekt parku, jednak nikt wcześniej nie sprawdził, że miałby powstać na terenie wobec którego trwa spór prawny. I jeszcze - Budżet Obywatelski ma stać się jednym z przedmiotów szkolnych, bo to szczególnie ważne dla młodych ludzi, którzy mają znakomite pomysły i chcą coś zmienić w swoim otoczeniu.
Co ciekawe - na dokładnie taki sam pomysł wpadli radni dzielnicowi z Łagiewnik i Borku Fałęckiego, którzy na swoim terenie "wciągneli" dzieci do tej inicjatywy. No i cóż - chichot historii jest taki, że z pionierów przerodzili się w maruderów.
Grzegorz Krzywak/bp