"Z naszej strony plan był prosty, bardzo luźny, spontaniczny i trochę szalony - po prostu dotrzeć do Werony!‘‘- tak swoją podróż wspominają Gabrysia i Wojtek, jedna z par Krakostopu, czyli Pierwszego Krakowskiego Wyścigu do Werony.

Autostopem podróżuje wiele osób, jedni przypadkowo, bo uciekł im autobus, czy pociąg, inni z czystej przyjemności Autostopowicze tworzą swoje fora internetowe, serwisy, poradniki, czy funpage na facebooku. Od kilku lat organizowane są też w różnych miastach wyścigi. W Krakowie jak dotąd, brakowało tego typu zabawy, dlatego Niezależne Zrzeszenie Studentów AGH i Koło Naukowe Geoturystyka postanowili to zmienić organizując Krakostop. 27 kwietnia na starcie wyścigu w Krakowie stanęło 97 par, uzbrojonych w plecaki, mapy, bloki, pisaki i masę pozytywnej energii. Cel dla wszystkich był jasny- pokonać 1150 km i jak najszybciej dotrzeć do Werony.
Gabrysia i Wojtek nigdy wcześniej nie podróżowali autostopem, o wyścigu dowiedzieli się z facebooka, ciekawi wrażeń i przygód postanowili dołączyć do innych krakostopowiczów. Mimo, że najpierw wymyślili sobie trasę podróży, szybko okazało się, że wycieczki autostopem nie można zaplanować. - Ciekawym doświadczeniem było też to, że tak na prawdę nic nie było zaplanowane, bo autostopu nie da się zaplanować . Nie wiedzieliśmy gdzie i kiedy dojedziemy, gdzie będziemy nocować, kto się zatrzyma i dokąd nas podwiezie - mówią.
Z zatrzymywaniem się kierowców bywało różnie. Krakostopowiczom bardzo dobrze stopowało się w Polsce, gdzie bez problemu udawało im się zatrzymywać samochody. - Z początku zachęceni zainteresowaniem podwożenia nas, pozwoliliśmy sobie na wybrzydzanie i wybieraliśmy transport, najkorzystniejszy dla nas pod względem trasy, z czasem przekonaliśmy się jednak, że nie zawsze przemieszczanie się z punktu do punktu jest takie proste. Gorzej już wyglądała sytuacja w Czechach, gdzie ludzie chyba nie do końca rozumieją i aprobują ideę autostopu - relacjonują stopowicze.
Gabrysia i Wojtek na trasie spotkali mnóstwo pozytywnych ludzi. Doznali z ich strony bezinteresownej pomocy, zainteresowania i sympatii. Czasem kierowcy jechali dalej, specjalnie po to, żeby zawieźć ich w wygodne dla nich miejsce do łapania kolejnego stopa. Opowiadali o sobie, swoim życiu, zwyczajach i kraju. Dzięki autostopowi zobaczyli mniejsze, urokliwe miasteczka, do których w innym wypadku pewnie nigdy by się nie wybrali.
Oczywiście taki wyścig ma też swoje minusy. Brak łazienki i wygodnego łóżka. Konieczność czasem nawet kilkugodzinnego stania z kciukiem do góry i uśmiechem, mimo, że nikomu nie jest już do śmiechu, bo kolejne godziny mijają bez przejechanego dłuższego kawałka trasy. - W nocy z niedzieli na poniedziałek już prawie straciliśmy nadzieję na terminowe dotarcie do Werony, kiedy prawie utknęliśmy na noc w austriackiej miejscowości Lieboch. Jednak z naszym szczęściem nie mogło się nie udać. Na stacji benzynowej która miała stać się naszym miejscem noclegowym stał jeden jedyny tir, w środku świeciło się światło i siedział kierowca, co więcej jechał do Werony - opowiada Gabrysia.
Do Werony na czas dotarło 77 par. Wszyscy razem świętowali podczas imprezy integracyjnej, a następnie każdy na swój sposób zakończył tą niezwykłą przygodę. Jedni wrócili do domu środkami komunikacyjnymi, inni postanowili wrócić tak jak przyjechali, a jeszcze inni tak jak Gabrysia i Wojtek ruszyli w dalszą podróż - do Rzymu.
Aneta Gryzło