"Stwierdziłem, że to nie są żadne pamiątki. W tym sklepie są sprzedawane używane rzeczy, to jest tzw. pchli targ. Pracodawczyni próbowała bardzo mocno mnie przekonać, że to są pamiątki i że ona podlega pod to wyłączenie z ustawy. Chciała, żebym jej napisał, że może prowadzić handel w niedzielę. Nie mogłem tego zrobić. W związku z tym, że ona nie przyjmowała do wiadomości moich argumentów, został skierowany wniosek o ukaranie do sądu. Gdyby przyjęła do wiadomości, że nie może prowadzić handlu w niedzielę, to zostałoby zastosowane ostrzeżenie" - wyjaśnia inspektor pracy z Tarnowa Janusz Babiec.

Jak dodaje w rozmowie z Radiem Kraków, kobieta prowadziła podobny sklep, w którym kontrolę przeprowadzili inspektorzy pracy z Rzeszowa i również skierowali wniosek do sądu o ukaranie. Jego zdaniem, kobieta chciała wymusić zaświadczenie od tarnowskiej inspekcji pracy, żeby później przedstawić je przed rzeszowskim sądem.

Pani Joanna przekonuje w rozmowie z Radiem Kraków, że jej działalność jest zgodna z prawem. Jak podkreśla, przed wejściem w życie ustawy konsultowała te kwestie z kilkoma prawnikami, a spółka w profilach działalności miała wpisany handel pamiątkami i dewocjonaliami. O wyroku tarnowskiego sądu dowiedziała się od dziennikarza Radia Kraków. Został on bowiem wydany w tzw. trybie zaocznym, bez udziału oskarżonej. Ta przekonuje, że nie wiedziała o rozprawie.

Rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Tarnowie Tomasz Kozioł podkreśla, że kobieta została zawiadomiona o rozprawie. Wyrok został jej przesłany pocztą, ale listu nie odebrano. Jak dodaje Kozioł, przed posiedzeniem sądu złożyła zastrzeżenia na pismie do stanowiska tarnowskiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy w Krakowie. Kobieta przekonywała, że oględziny i kontrola inspektora pracy zostały przeprowadzono wybiórczo, bo jej zdaniem przeważająca część asortymentu, którym handluje to właśnie przedmioty związane z religią oraz "przedmioty o charakterze pamiątkowym, wspomnieniami z wakacji, dzieciństwa, wydarzeń z różnych okresów życia różnych osób".

"Wskazała, że te przedmioty zajmują 70 procent powierzchni w sklepie i handel nimi stanowi przeważające źródło dochodu i zatrudnienia dla pracowników. Sąd nie podzielił tych argumentów. Oparł się na sprawozdaniu PIP oraz zdjęciach wykonanych przez inspektora. Sąd uznał, że biorąc pod uwagę całokształt tego asortymentu nie można przyjąć, aby handel w przeważającej mierze dotyczył czy to pamiątek, czy dewocjonaliów" - tłumaczy w rozmowie z Radiem Kraków, sędzia Tomasz Kozioł.

Według inspektorów pracy kobieta handlowała artykułami używanymi. Odzieżą, obrazami w tym o tematyce religijnej, meblami, antykami, ale też np. przenośnymi lodówkami turystycznymi, myjkami ciśnieniowymi, wiertarkami, grami komputerowymi, zabawkami, czajnikami, tosterami, przedmiotami kultu religijnego, czy nawet przenośnymi sejfami.

Pani Joanna przekonuje w rozmowie z Radiem Kraków, że inspektor pracy nie chciał słuchać jej wyjaśnień. Podkreśla, że mogłaby udowodnić dokumentami finansowymi, że przeważająca część jej działalności to właśnie handel pamiątkami i dewocjonaliami. Ale zdaniem kobiety nikt ich nie chciał oglądać. Pani Joanna przyznaje, że po kontroli inspektora pracy w Rzeszowie została ukarana grzywną w wysokości 3 tysięcy złotych i że przez brak możliwości handlu w niedzielę musiała zamknąć sklepy w Tarnowie, Rzeszowie i Jaśle i zwolnić 16 osób. Dodaje też, że jeden z inspektorów sugerował jej, żeby wstawiła sobie do sklepu automat do kawy. Jego zdaniem wtedy mogłaby prowadzić swoją działalność. Kobieta przekonuje jednak, że nie chciała "omijać" przepisów.

Ustawa przewiduje, że kara za złamanie zakazu handlu może wynosić od tysiąca do 100 tysięcy złotych. Inspektor pracy wnioskował do sądu o 3 tysiące złotych, ten skazał właścicielkę na 1200 złotych grzywny. Jak wyjaśnia kierownik tarnowskiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy w Krakowie Benedykt Zygadło, instytucja ta nie odwoływała się ze względu na charakter sprawy i to, że do tej sytuacji doszło 11 marca, czyli w pierwszą niedzielę obowiązywania zakazu. "Część osób decydujących się na otwarcie w tym dniu swoich sklepów nie do końca wiedziała jaki jest zakres regulacji" - podkreśla Benedykt Zygadło.

Od początku obowiązywania ustawy inspektorzy pracy z Tarnowa odnotowali 6 przypadków złamania zakazu. W dwóch dotyczyło to remanentu oraz układania towaru na półkach, dlatego skończyło się to tylko ostrzeżeniem. Podobnie było w przypadku obsługującej sklep osoby z rodziny właściciela, która była zatrudniona na umowę zlecenie - chociaż przed wejściem w życie ustawy Państwowa Inspekcja Pracy informowała, że osoby z rodziny właściciela mogą mu pomagać w tym czasie wyłącznie nieodpłatnie.

Jak wyjaśnia kierownik tarnowskiego oddziału PIP w Krakowie, początkowo stwierdzone przez inspektorów pracy przypadki naruszenia przepisów ustawy wynikały z jej niezrozumienia. Benedykt Zygadło podkreśla jednak, że teraz przedsiębiorcy próbują ominąć zakaz, wykorzystując wyłączenia zawarte w ustawie, np. uruchamiając w swoich sklepach sprzedaż tytoniu lub usługi pocztowe. Tarnowski oddział Państwowej Inspekcji Pracy przekazał do sądu dwa takie przypadki, aby ten rozstrzygnął, czy jest to działanie zgodne z prawem.

 

 

(Bartek Maziarz/ew)