Wojciech Ziobrowski jasno podkreśla, że nie podoba mu się wyciek dokumentów, który - jego zdaniem - miał miejsce w jasno określonym celu. "Dokumenty, które zostały ujawnione mediom, przekazane zostały w bardzo ograniczonym zakresie. To pierwsza i dwie ostatnie strony, które jasno sugerują, że my stawiamy miasto pod ścianą. Tak naprawdę nie jest" - mówi jeden z właścicieli Lasu Borkowskiego.

Jak dodaje Ziobrowski, ujawniono tylko 3 z 14 stron dokumentu. To, czego urzędnicy nie udostępnili to uzasadnienie tego, dlaczego właściciele chcą 15 a nie 10 milionów złotych. Jak tłumaczy Wojciech Ziobrowski, cena wzrosła, bo poprzednia wycena była robiona jakiś czas temu, a ceny gruntów wzrosły. Dodatkowo działka powiększyła się o kilka gruntów, dlatego cena także się zmieniła.

Wyciek dokumentów doprowadził także do gorzkiego wyznania właściciela lasu. "Po tych zagraniach, które aktualnie mają miejsce, mogę powiedzieć, że żałuję, iż nie poczyniliśmy pewnych drastycznych kroków w styczniu. Chodzi o to, że nie wycięliśmy całego tego areału. Dzisiaj nie negocjowalibyśmy z gminą, ale z poważnym partnerem. Mam na myśli dewelopera".  

Kto wie, jeśli negocjacje z miastem się nie powiodą, taki scenariusz znów będzie realny. To najgorszy scenariusz dla mieszkańców Krakowa.

Właściciele Lasu Borkowskiego przypominają także, że oferowali sprzedaż swojej posiadłości już kilka lat temu i cena wynosiła wówczas 10 milionów złotych. Jak dodają, byli przez miasto ignorowani, a do stołu zostali zaproszeni dopiero po "szumie medialnym" w tej sprawie. "Decyzja jeszcze nie zapadła, negocjacje trwają. Chcemy uratować las przed wycinką, ale trzeba najpierw się zastanowić, czy w ogóle miasto stać na ten wykup" - tłumaczy Maciej Grzyb z Biura Prasowego UMK. 

Radny Miejski Aleksander Miszalski potwierdza, że właściciel zwracał się z ofertą sprzedaży już jakiś czas temu i już wtedy krakowski magistrat mógł rozwiązać ten problem. "Moim zdaniem trzeba to było sfinalizować 5-10 lat temu. Wtedy by się udało uzyskać niższe kwoty. Wtedy nie było "lex Szyszko", nie byłoby ryzyka, szantażu i zwiększania cen" - mówi.

Mimo trudności w negocjacjach, obie strony deklarują, że nie zamierzają odejść od stołu. Ich wynik krakowianie mają poznać w piątek.
 

 



(Grzegorz Krzywak/ko)