W tej chwili - w tym do niedawna zielonym rejonie północnego Krakowa - leży kilkadziesiąt powalonych konarów. Teren jest oklejony czerwoną taśmą, w powietrzu unosi się zapach świeżo ściętych drzew. Czy to, do czego tu doszło było legalne, badają urzędnicy. Jak podkreślają, działka jest prywatna, więc teoretycznie - zgodnie z tak zwanym "prawem Szyszki" - jej właściciel mógł wycinać drzewa bez ograniczeń.
Są jednak w całej sprawie dwa wątki, którym Wydział Kształtowania Środowiska się przyglądnie. Pierwszy to jest to, czy na wyciętych drzewach nie znajdowały się gniazda. Przypomnijmy, od marca do października trwa okres lęgowy. Wtedy wycinanie drzew, na których znajdują się ptasie gniazda, jest zabronione. Urzędnicy sprawdzą też, czy wycinka nie została przeprowadzona pod działalność gospodarczą. To w świetle obowiązujących przepisów jest zabronione.
"Kary mogą być bardzo surowe. To jest 500 zł za centymetr obwodu drzewa razy dwa. Czyli załóżmy, że jeżeli miało 1 metr obwodu, to kara za wycięcie takiego drzewa może wynieść 100 tysięcy złotych. Nie warto wycinać drzew wtedy, gdy jest to niezgodne z prawem" - podkreśla Ewa Olszowska-Dej z Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa.
Wycinka w lesie Borkowskim to wielkie zmartwienie dla okolicznych mieszkańców, którzy ze smutkiem zerkają w kierunku wyciętych drzew i obawiają się, że niedługo las Borkowski zmieni się w niewielki lasek.
Krakowskie wycinki, do których doszło w ostatnich miesiącach są badane także przez prokuraturę. Przypomnijmy, śledczy badają między innymi wycinkę w Parku Lotników, przy ulicy Malborskiej, a także wycinkę w innym rejonie lasu Borkowskiego.