Opinie nt. budowy pomnika AK można było wyrażać od grudnia do końca stycznia. Na ten czas na bulwarze Czerwieńskim została postawiona makieta, która obrazowała rzeczywiste rozmiary o kształt monumentu upamiętniającego Armię Krajową.

Jak powiedziała PAP rzeczniczka prezydenta Krakowa Monika Chylaszek, do 31 stycznia Miejskie Centrum Dialogu otrzymało 1,8 tys. ankiet, głównie drogą internetową. 31 stycznia późnym popołudniem przedstawiciele fundacji Wstęga Pamięci, która zabiega o postawienie pomnika, przynieśli do Miejskiego Centrum Dialogu dodatkowe 3,4 tys. ankiet.

„Za ok. tydzień, dwa, ankiety zostaną przeanalizowane, potem powstanie raport na ich temat. Później władze miasta podejmą decyzję o postawieniu pomnika AK” – wyjaśniła rzeczniczka.

Zaskoczenia takim obrotem sprawy nie kryje też Łukasz Maślona ze Stowarzyszenia Funkcja Miasta, a nawet nie wyklucza ewentualnej interwencji u prezydenta Krakowa. Jak przekonuje - jeśli potwierdzi się, że ponad 3 tysiące ankiet przyniosła jedna osoba, to będzie podstawą, by nie brać ich pod uwagę. Dlaczego? "Rozumiem, że ankiety należało wysłać mailem, pocztą lub osobiście. Organizator konsultacji nie poinformował nas o tym, że możemy zbierać ankiety od osób trzecich, a potem w ich imieniu złożyć je w Miejskim Centrum Dialogu. Mamy nadzieję, że te same zasady będą zastosowane zarówno dla przeciwników jak i zwolenników budowy pomnika" - tłumaczy w rozmowie z Radiem Kraków Łukasz Maślona. 

Oburzenia nie kryje major Ryszard Brodowski, przedstawiciel Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i zwolennik budowy pomnika. Uważa on, że to jest - jak mówi - nieprzyzwoite, by kwestionować zebrane ankiety. "Media nie powinny się interesować tym, jak to się stało, że jedna osoba przyniosła ileś tam ankiet, tylko kim są ci ludzie, którzy podjęli próbę kwestionowania. Nie mieli odwagi powiedzieć, że kwestionują budowę pomnika tylko lokalizację" - mówi Brodowski. Major dodaje, że kwestionowanie lokalizacji pomnika w środowisku akowskim, to obalenie idei pomnika na wiele lat.

 


Budowa pomnika Armii Krajowej pod Wawelem wzbudza kontrowersje wśród krakowian. Zwolennicy uważają, że pomnik powinien jak najszybciej powstać m.in. dlatego, że zmniejsza się liczba żyjących członków AK, którzy chcieliby doczekać się pomnika. Wśród argumentów przeciwników postawienia rzeźby jest m.in. taki, że zaburzy ona krajobraz podwawelski.

Postawienie pomnika AK na bulwarze Czerwieńskim jest inicjatywą Światowego Związku Żołnierzy AK. Koszt inwestycji to ok. 1,2 mln zł. Miasto na budowę pomnika miało przeznaczyć 800 tys. zł, resort kultury - 200 tys. zł, IPN - 100 tys., a Fundacja Wstęga Pamięci - 100 tys. zł (Fundacja twierdzi jednak, że przekaże 200 tys. zł na budowę; podczas ubiegłorocznej akcji crowdfundingowej Fundacja zebrała ponad 360 tys. zł, jednak część środków została już przeznaczona na sprawy związane z dokumentacją projektu).

Pomysł budowy monumentu zaakceptowali krakowscy radni w 2010 r. Kamień węgielny pod pomnik został wmurowany w 2013 r. Cztery lata temu rozstrzygnięto konkurs na projekt pomnika, zwyciężył architekt z Austrii Alexander Smaga.

Z powodów formalnych, w tym uwag architektów krajobrazu i konserwatorów zabytków, budowa nie ruszała. W ubiegłym roku, po zakończeniu formalności i uzyskaniu zgody prezydenta i konserwatora zabytków, prezydent Krakowa ogłosił przetarg na budowę pomnika. Do konkursu nie wpłynęła żadna oferta. Jeżeli makieta, która stoi na bulwarze, spotka się z pozytywnym odbiorem krakowian, to prezydent miasta ogłosi kolejny przetarg.

Po zmianach dokonanych według wytycznych konserwatorów, powierzchnia pomnika (wraz z terenem zielonym wokół, czyli tzw. Ogrodem Pamięci) z ponad 200 m kw. zmniejszyła się o połowę.

Wysokość rzeźby zmalała do 3,6 m w najwyższym punkcie. Pomnik został "odwrócony" o 45 stopni, tak aby w jak najmniejszym stopniu zasłaniać widok na Wawel. Zdaniem architekta Ryszarda Jurkowskiego upamiętnienie ma charakter pomnika krajobrazowego, nie zaburzy przestrzeni podwawelskiej i nie zakłóci odpoczynku spacerujących w tym miejscu krakowian.

 

 

 

(Magdalena Zbylut, PAP/ko)