Na temat powrotu Justyny Kowalczyk po ponaddwumiesięcznej przerwie, przewidywań i celów, jakie zawodniczka stawia sobie przed Mistrzostwami Świata w Lahti oraz medalowych aspiracji skoczków rozmawialiśmy z profesorem Szymonem Krasickim z krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego - promotorem i jedną z najbliższych osób dla najlepszej polskiej narciarki.

Wszyscy z dużym zainteresowaniem czekaliśmy na ten niedzielny start Justyny Kowalczyk. Tak naprawdę nie bardzo wiemy, w jakiej formie jest Justyna.

Rzeczywiście, Justyna ma za sobą długą przerwę w startach. Zawody Pucharu Świata w styczniu to w większości były starty techniką łyżwową, gdzie ona prawie nie startuje ze względu na niesprawne kolano. To wielki eksperyment, bo zwykle Justyna do dużych imprez, takich jak mistrzostwa świata czy Igrzyska Olimpijskie, przygotowywała się poprzez cykl startów. To był typowy zawodnik dochodzący do wysokiej formy właśnie przez starty. Teraz było o wiele trudniej, ale w niedzielę Justynie udało się zająć piąte miejsce. Niektórzy mogliby uważać, że to za mało - rzeczywiście tak, ona do siódmego kilometra, a więc około trzy czwarte trasy, pokonywała walcząc w granicach trzeciego miejsca z Norweżką Weng. To było w zasięgu. Niestety końcówka dla Justyny okazała się bardzo trudna. Zabrakło jej sił, widać było, że bieg sprawia jej trudność. Sama po biegu przyznała, że miała kolorowe plamy przed oczami. Dała z siebie wszystko, zajęła piąte miejsce, z tym że dwie pierwsze zawodniczki - Bjoergen i Kalla - były poza zasięgiem pozostałych. Szkoda, że skończyło się na piątym miejscu, ale ten wynik jest obiecujący, o ile pamiętam najlepszy w ciągu ostatnich dwóch lat w Pucharach Świata. Jestem umiarkowanym optymistą co do Mistrzostw Świata w Lahti. Myślę, że Justyna na równie trudnych trasach pokaże się z jeszcze lepszej strony.

Ten start na pewno pozwolił sprawdzić, w jakim Justyna jest teraz miejscu, w jakiej dyspozycji. Podobnie, jak ten start w Pjongczang, kiedy mogła przekonać się jak wyglądają te olimpijskie trasy w Korei Południowej.

W Pjongczang mogła rzeczywiście sprawdzić trasy, natomiast przeciwniczki były, nazwijmy to "drugiej kategorii". Tam ona spokojnie sobie wygrała, ale nawet takie zwycięstwo podbudowuje. Tyle tygodni trenowała sama, a tam wreszcie mogła się zmierzyć z rywalkami i porównać.

Powiedział pan, że jest "umiarkowanym optymistą". Co to dokładniej oznacza?

To oznacza, że Justyna moim zdaniem ciągle może walczyć o podium. To już jest duży optymizm, ale znając możliwości i mobilizację Justyny, jest to możliwe. Niedawno Justyna zdecydowała, że dwa dni przed jej głównym biegiem w tym roku, przed 10-kilometrowym dystansem techniką klasyczną w Lahti, będzie biegać w sprincie drużynowym z młodą Eweliną Marcisz. Dobrze, że taki zespół się uformował. Nie tyle istotny będzie ostateczny wynik tej dwójki, ważne, że dla Justyny to będzie dobre przetarcie przed Mistrzostwami.

Wspominaliśmy medal, który Justyna wywalczyła niegdyś wspólnie z Sylwią Jaśkowiec. Tym razem tutaj na medal jednak liczyć chyba nie powinniśmy.

Tak, ale Marcisz dobrze biega, to bardzo perspektywiczna zawodniczka. Taki start z Justyną w czasie Mistrzostw Świata to będzie dla niej nauka, która w przyszłości na pewno zaprocentuje.

Zaskoczył pana poziom Marit Bjoergen po powrocie z urlopu macierzyńskiego?

I tak, i nie. Tak, bo rzeczywiście ona w tym roku mało startowała, chociaż to był jej dwunasty start na 24, jakie były w Pucharze Świata. Niemniej Bjoergen słynęła z tego, że potrafi się świetnie przygotowywać do najważniejszych zawodów. Czasami przed Igrzyskami Olimpijskimi bywało tak, że raptem przestawała startować, gdzieś się zaszywała i trenowała. Potrafi się przygotować, a to duża sztuka.

Kiedy dowiedział się pan, że Justyna Kowalczyk będzie teraz głównie trenować, a rywalizować w niższej lidze biegowej, był pan zdziwiony, że wybrała taki sposób przygotowania do imprezy w Lahti?

Nie, nie byłem zdziwiony, bo wiedziałem dlaczego tak się stało. Stało się tak z tego powodu, że większość startów była techniką łyżwową. Justyna ze względu na swoje zniszczone kolano tą techniką nie powinna biegać. Lekarze mówią, że nie powinna biegać w ogóle, a zamiast tego poddać się operacji. Justyna ciągle to odkłada. Miejmy nadzieję, że wytrwa do końca swoich startów w tym i przyszłym roku. Miejmy nadzieję, że zobaczymy ją podczas Igrzysk Olimpijskich.

Największe nadzieje odnośnie Lahti wiążemy chyba jednak nie z Justyną Kowalczyk, ale ze startem polskich skoczków. Ten sezon jest fantastyczny, mamy całą grupę zawodników na wysokim, równym poziomie.

Wyjątkowo dobrze przygotowani są nasi skoczkowie do całego sezonu. Miejmy nadzieję, że również drugą część sezonu, a więc Mistrzostwa i końcówkę Pucharu Świata, wytrzymają w tym tempie i będą prezentować się równie wspaniale. To już teraz jest ogromny sukces zawodników i ich trenera, który jakoś obudził w tych zawodnikach iskierkę nadziei. Przykładowo Maciek Kot dopiero co był już nieco zrezygnowany, a teraz wspaniale walczy i powinien z Mistrzostw Świata wrócić z medalem. Zresztą nie tylko on.

Przebudził się Maciek Kot, ale i reszta - Ziobro, Żyła, Kubacki. Oprócz medalu indywidualnego jesteśmy tym razem w wąskim gronie faworytów konkursu drużynowego.

Dawno nie było tak wyrównanego zespołu, tak zmobilizowanego i tak przyjacielsko ze sobą zżytego. Przecież oni na skoczni tak naprawdę ze sobą rywalizują. Każdy chce być troszeczkę lepszy niż jego kolega. Ale widać, jak oni się cieszą po sukcesach - zarówno indywidualnych, jak i drużynowych. To jest świetny zespół. Rzadko w Polsce miewamy aż tak mocne, przygotowane i zżyte drużyny.

Rozmawiali Marek Solecki i Kuba Niziński